
21 wrz Europa. Włochy. Mediolan. „W wielkim mieście niebo jasne” 5-9.09.2021
Podobnie jak przed tygodniem w Paryżu, w Mediolanie też niebo nadal jasne, turystów brak, więc przyjemność ze zwiedzania miasta ogromna. Wszędzie, analogicznie jak w Paryżu, przy wejściu do miejsc, w których przebywa więcej ludzi należy okazać paszport covidowy i założyć maseczkę. Lombardia, tak srodze doświadczona przez pandemię wiosną ubiegłego roku, starannie odrobiła lekcję i teraz, przygotowując się do IV fali, ludzie zachowują się bardzo odpowiedzialnie. Nie ma mowy o tym, by zapomnieć o maseczce, nie zdezynfekować rąk przy wejściu do sklepu czy restauracji. Co więcej – włoski rząd wprowadził bardzo ostre przepisy ograniczające udział osób nieszczepionych w życiu publicznym. Do końca września mają zaszczepić się wszyscy urzędnicy, a do końca października pracownicy gastronomii, pod rygorem utraty pracy. Pandemia dla Mediolanu, tak nastawionego na ruch turystyczny, stanowi ogromne wyzwanie, nie dziwią więc rygorystycznie przestrzegane zasady sanitarne. Przy wejściu do ogrodu botanicznego, Orto Botanico di Brera 9via Brera 28) najpierw sprawdzono mój paszport covidowy, a potem musiałam założyć maseczkę, chociaż zwiedzanie odbywa się wyłączne na wolnym powietrzu. Nikt nie protestuje, wszyscy ze zrozumieniem stosują się do zaleceń, a na niepokornych czekają surowe kary. Ogród botaniczny znajdujący się w sąsiedztwie monumentalnego Palazzo Brera sprawia wrażenie w sumie niewielkiego ogródka. Niektóre z rosnących w nim drzew wykorzystano do zobrazowania ilości pochłanianego przez nie dwutlenku węgla, umieszczając przed pniami przezroczyste kule. Ogród nabrał przez to nieco futurystycznego wyglądu.


Na szczęście dla lokalnych restauratorów Włosi powrócili do swych przyzwyczajeń, więc nie zauważyłam, by jakakolwiek restauracja zbankrutowała. Wszystkie są otwarte i pełne klientów. Natomiast nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się widzieć tak opustoszałego Piazza Duomo. Kupienie biletu i wejście do katedry zajęło mi dosłownie 5 minut, co w normalnych czasach zajmuje ok. 1,5 godziny). Największe witraże świata znowu zrobiły na mnie ogromne wrażenie, podobnie jak niemal pusta katedra.





Nawet galeria Wiktora Emanuela II świeci teraz pustkami. Nieco większy ruch klientów zauważyłam w Quadrilatero della moda, wyznaczonym przez via Gesu, via Monte Napoleone, via della Spiga, via Manzoni i Corso Venezia, choć daleko mu do ścisku, w jakim zwykle poruszałam się w tym rejonie. Moda w Mediolanie nadal trzyma się świetnie, zarówno ta w witrynach sklepów, jak i bezpośrednio na ulicach. Charm, klasa i niepowtarzalny styl, którym obdarzają dobre geny – oto tajemnica, dla której nawet Francuzi zostali zdystansowani przez Włochów. W tym sezonie wśród kobiet 60+ panuje np. moda na szerokie, marszczone, kolorowe spódnice. Nikt nie odważyłby się powiedzieć „nie wypada”, bo wypada, i to jak! Najbardziej ucieszyłam się, że kryzys ubiegłego roku przetrwał maleńki, ponadstuletni sklepik Prattoni (via della Spiga 52), w którym robią zakupy prawdziwi macho, zaopatrując się w noże, scyzoryki, brzytwy i inne typowe męskie drobiażdżki, oraz tacy trochę mniej, kupując świetne, niszowe pachnidła, np. florenckiego perfumiarza Lerenzo Villoresiego, które sama chętnie podbieram MM. W sklepie, a raczej niewielkiej dziupli, tradycyjnie, w piątym już pokoleniu, za ladą stają wyłącznie mężczyźni.






Design – Włosi czują się we wzornictwie wszelkiej maści niczym ryba w wodzie. Ich pomysły np. w meblarstwie charakteryzują się lekkością i prostotą. Na via Gesu działa świetny sklep oferujący wyłącznie „meble do siedzenia”, które w ilości zaledwie jednej, za to jakże drapieżnej sztuki, są w stanie nadać wnętrzu niepowtarzalny charakter.


A jeśli już kupi się fotel, dobrze byłoby go odpowiednio oświetlić, w czym pomocny może się okazać kolejny dobry, wnętrzarski sklep, przy Corso di Porte Nuova 46 – Sowdenlight. Lampy w nim przypominają kolorowe żelki.

Kulinarnie Mediolan nigdy mnie nie zawiódł, o ile oczywiście czynne są restauracje, bo np. w sierpniu, gdy wszyscy Włosi udają się na zasłużony urlop nawet tutaj może powstać problem ze znalezieniem odpowiedniego miejsca. Niezmiennie świetnie można zjeść w sardyńskiej restauracji Sa Messa (via Giuseppe Arimondi 11), specjalizującej się w rybach i owocach morza, nie polecam jedynie spaghetti z homarem, bo zwierzę dostaje się w pocharatanych skorupach i przytłacza je makaron z pomidorowym sosem, oraz typowo mediolańskiej, i zdecydowanie droższej od poprzedniczki, Da Stefano (via Giuseppe Arimondi 1) z genialnymi ravioli z prawdziwkami i białą truflą. W obu tych restauracjach do dyspozycji gości pozostają zasobne w wino piwnice, z przeróżnymi gatunkami, w tym mojego faworyta czyli różowego spumante.


Makarony – podstawa wyżywienia Włochów, niezależnie od regionu, występujące w gigantycznej ilości odmian, o uwodzicielskich nazwach, np. piccolini mini fusilli, sedanini rigati, filini, grattoni. Gatunków mieszanki mąki, wody i jaj występuje co najmniej 70, choć spotkałam si.ę też z liczbą 300, i prawdę mówiąc raczej tej ostatniej dałabym wiarę. Przestałam wierzyć w zalecenia dietetyków, bo mieszkańcy Italii od rana do wieczora raczą się zakazanymi węglowodanami i… nic. Pozostają szczupli! Zresztą do jedzenia zarówno oni jak i Francuzi mają nabożny zgoła stosunek, nie oszczędzają się w kuchni, a dietami eliminacyjnymi pogardzają. Może w winie towarzyszącym każdemu posiłkowi i jedzeniu obowiązkowo w towarzystwie tkwi cała tajemnica. Sama z lubością oddaję się obowiązującym tu trendom kulinarnym i jadam nawet pizzę (tę obowiązkowo w ulubionej pizzerii L’Antica Pizzeria da Michele (Piazza della Repubblica 27). A podczas następnego pobytu w Mediolanie z pewnością pójdę do kultowego sklepiku Le Tre Regioni (via Palermo 16), przed którym zawsze w porze lunchu ustawia się kolejka klientów po kanapki z regionalnymi serami i suszonymi wędlinami.



Włoskiemu szaleństwu fontann Mediolan oczywiście się nie oparł, bo latem również tutaj panują upały, a woda zawsze daje trochę ochłody. Przed zamkiem Sforzów fontanna radośnie wyrzuca ją kilkanaście metrów w górę, na via Andegari strumyczki wypływają z misy w dół, wprost na rybie głowy. Najbardziej podoba mi się jednak nowoczesna fontanna przy via Croce Rossa, woda w dół, ze względu na prostą formę i surową kolorystykę marmuru.





Najstarsze budowle w Mediolanie w niczym nie przypominają rozpasanego, szalonego w kolorystyce i formie renesansu Florencji, Rzymu, Sieny, wzniesiono je bowiem z charakterystycznej, ciemnej cegły. Sforzowie nie stanowili jednak, nawet mimo dwóch okresów mediolańskich Leonarda da Vinci, żadnej konkurencji dla florenckich Medyceuszy, przedkładając miecz nad sztalugę i pędzel.


Przed zamkiem Sforzów rozciąga się największy park Mediolanu – Sempione, wyznaczony z jednej strony zamkiem Sforzów, z przeciwnej Łukiem Triumfalnym, miejsce bardzo ciche i spokojne, choć położone w sercu dużego miasta i bardzo chętnie odwiedzane przez jego mieszkańców. Tutaj zawsze panuje przyjemny chłód, nawet w upalne dni, co kolejny raz, z niekłamaną przyjemnością przyszło mi sprawdzić i tego dziwnego, pandemicznego lata.
