Europa. Włochy. Livigno. Lubię tylko te miejsca, które znam…
26.01.-2.02.2019

A jak zima to tylko w Livigno, w Livigno… Warunki narciarskie wymarzone, tak szerokich tras jeszcze tutaj nie było, słońce w ubiegłym tygodniu też nie zawiodło, a mróz tylko lekko podszczypywał.

Od wczoraj zdążyło spaść tyle świeżego śniegu, że nawet miejscowi i szwajcarscy drogowcy nie zdołali uporać się z zaspami i póki co miasteczko jest odcięte od świata. Autobus, którym powinnam od godziny podróżować do Mediolanu w tej sytuacji oczywiście nie odjechał, więc wraz z innymi turystami okupujemy dworcową kawiarenkę. Jeśli nawet uda się odśnieżyć drogę, co wydaje się wątpliwe, bo śnieg znowu sypie jak z pierzyny, musi ona przejść jeszcze pomyślnie prowokację lawinową przy użyciu helikopterów. Tak piękną zimę ostatni raz w Polsce widziałam w stanie wojennym w Zakopanem; to był zresztą także ostatni raz, gdy to miasteczko, przynajmniej dla mnie, pięknie się prezentowało, nie było bowiem tłumu turystów, upiornego smogu przesłaniającego góry, a czasy obrzydliwej architektury i urbanistycznej degrengolady miały dopiero nadejść.

Jeśli uda się odkopać przystanek, to może i autobus odjedzie… np. mój do Mediolanu. Za oknem coraz piękniej, słońce świeci, ludzie życzliwie się do siebie uśmiechają, kawa pachnie, góry są wysokie, a cesarz mieszka daleko.

„Dopiero w samym środku zimy odkryłem w sobie niezwyciężone lato.” (Albert Camus, „Powrót do Tipasy”), czemu sprzyja kilka godzin na nartach w szczypiącym mrozie równie dobrze jak czekanie w poczekalni dworca autobusowego na odjazd autobusu.

„Śniegiem zasypało cały świat na biało”, a jeśli nawet nie cały, to Lombardię z pewnością. Przejazd do Mediolanu zamiast 5. godzin zajął mi okrągłe 8.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Wszystkie komentarze
0
Would love your thoughts, please comment.x