
09 kwi Europa. Włochy. Livigno. Czasem śnieg, zawsze słońce
9–16.04.2017
Czym się różni początek sezonu narciarskiego w Livigno od końca tegoż? Ilością śniegu, na korzyść wiosny, i panującą teraz absolutną pustką na trasach. Jeździ się bosko, bo temperatura powietrza sięga 20 stopni i tylko wcześnie rano, czyli do ok. 10., narty dzwonią po lodzie.



Tak sobie sączę Aperol Spritz i myślę, że świętą rację miał nieodżałowany prof. Wiktor Zinn twierdząc, że o ile błąd chirurga wędruje do ziemi, architekta straszy przez lata. Jak sobie pomyślę o nieszczęsnej Krynicy tak dotkliwie oszpeconej przez hotel I. Eris czy rozsiane po kraju nad Wisłą koszmary Gołębiewskiego z tym większym uznaniem patrzę na architekturę alpejską. Wprawdzie również w Livigno zaczynają się pojawiać coraz większe hotele, nad czym ubolewam, ale ku pokrzepieniu serc, są one nadal w bardzo dobrym stylu, jak ten na zdjęciu, wybudowany w ostatnim roku. Na głównej ulicy miasteczka można spotkać rarytasy motoryzacyjne. Przed laty miałam takiego białego fiacika, z bagażem w postaci czworo dzieci, ja z przyjaciółką i puzon wystającym przez okno rozwinęła na puściuteńkiej autostradzie do Krakowa zawrotną prędkość 120 km/h!
Funkiel nówka hotel. A z drugiej strony budynku sklep Alessi, ceny o połowę niższe niż gdzie indziej. Livigno nadal jest rajem dla fashion victim. Dzisiaj sprawdzałam np. ceny okularów słonecznych i kosmetyków. Takie same okulary Dity von Teese oferowane w Krakowie za 2260 zł tutaj kosztują 380 eur, pomadka YSL w Douglasie za 165 zł w Livigno ma cenę 24 eur.




Na Via Prestefan 14 w Livigno mieści się butik, którego właścicielem jest czarujący Włoch, handlujący głównie rodzimymi markami. Moje dzisiejsze odkrycie w tym sklepie to buty What For. Ich projektant, do niedawna pracujący dla Miucii Prady teraz podkupiony przez Azjatów, wyraźnie inspiruje się stylem Proenza Schouler. Niewątpliwą zaletą zaś brandu What For jest pięciokrotnie niższa cena od Proenzy. A buty… aż chce się nosić, tak są wygodne mimo sporego obcasa.
Mimo fascynacji od pierwszego wejrzenia butami firmy What For wybór padł na nieco mniej szykowne, za to komfortowe Lange. Jestem wierna tej firmie od ostatniego schodzenia paznokci jakieś 10 lat temu, które to schodzenie, nie wierność, zapewniały mi przeróżnej maści buty narciarskie przez całe dziesięciolecia.



Tajemnica pustych stoków wyjaśniona dzięki rozmowie z zaprzyjaźnionymi Livińczykami. Jest po prostu za gorąco. A jeśli ma się wybór w postaci jazdy w chłodzie i przy słoneczku Włosi z niego korzystają.



Bardzo lubię sklepiki z lokalną żywnością. W tym ze zdjęć moje zdumienie wzbudziła słonina, gruba co najmniej „na 5 palców”, zupełnie nie mam pomysłu, do czego może służyć, ale królowała w chłodni z wędliniarskimi delikatesami. Tutejsza mleczarnia produkuje świetne naturalne jogurty, ale sery to już ręczna robótka miejscowych rolników. Lardo speziato, czego dowiedziałam się u źródła czyli od Matteo szefa hotelowej kuchni, to marynowana w ziołach słonina o grubości ok. 20 cm, tradycyjny dodatek do bruschetty. Kroi się ją tak jak prosciutto na baaaardzo cieniutkie plastry, co pewnie i tak nie chroni degustatora przed niebotycznym pikiem cholesterolu. Dla mięsożerców są tu zresztą jeszcze inne wędliniarskie mercedesy, np. culatta (250eur za kg, dojrzewająca 13-15 miesięcy wieprzowina z kością udową i nieco młodsze i tańsze od niej culatello.




Wielkanocnie.



I porannie. Zawsze słonecznie.


Oto namłodszy narciarz w rodzinie – Lila, lat 2 i 2 miesiące.


Wśród dodatków modowych okulary słoneczne zasłużenie zajmują wysoką pozycję, bo prócz funkcji estetycznej mają również użytkową. Nikt tak nie potrafił ich dobierać z taką klasą jak Dalida i Jackie Kennedy. A teraz choć wszystkie szanujące się domy mody mają okulary w swej ofercie to ich wzornictwo jest bardzo przewidywalne i powtarzalne. W Livigno można ustrzelić okulary niszowych firm /np. włoskie Snobo, niemieckie Mykita czy duńskie Lindberg/. Na topie nadal jest ubiegłoroczny przebój czyli okulary z podwójnym mostkiem.



W Livigno jada się uroczystą kolację wielkanocną, którą w hotelu Silvestri rozpoczynają zimne przystawki i poncz. Potem napięcie, jak u Hitchcocka – tylko rośnie.



Ciepła przystawka – na dzikim ryżu z warzywami faszerowane jajko panierowane. Kolejna przystawka, tym razem zimna – ryba, biała troć, na surówce z czerwonej kapusty i koktajlowych pomidorków. Danie główne – ravioli z serem skropione mandarynkowym masłem i ziemniaczane kuleczki w sosie porowo – piniowym.



Między dwoma daniami głównymi orzeźwiające intermezzo czyli sorbet z mleczka kokosowego i trawy cytrynowej. Drugie danie główne – kotlet jagnięcy z tymbalikiem z jabłek, ziemniaków i grzybów. Sprawa doszła do trzeciego rzędu czyli deseru. Ananasowe ravioli z lodami na biszkoptowym spodzie, posypane prażonymi orzeszkami pistacjowymi. A w programie jest jeszcze wielkanocna baba z sosem waniliowym.



Oto jednoosobowy zarząd hotelu Silvestri. Faustowski i jego gabinet. Interes jest typowo rodzinnym, hotel należy do trojga rodzeństwa. Miejsce jest zupełnie wyjątkowe, pod każdym względem. Muszę jeszcze wspomnieć o cenie, która jest wręcz niska za ten poziom serwisu : 59 eu za dobę. Jedyny problem – rezerwacji najlepiej dokonać z rocznym wyprzedzeniem, bo zawsze są stali goście. O wschodzie słońca temperatura okrągłe minus 10 stopni, a w nocy padał śnieg, i tak ma być wg prognozy pogody przez cały najbliższy tydzień. Od wczoraj już do końca sezonu skipass gratis. Żal wyjeżdżać!

