
06 gru Europa. Włochy. Livigno.
6-13.12.2016
Efekt cieplarniany w Alpach Retyckich ma swoje dobre strony. Odkąd spędzam w Livigno swe narciarskie wakacje, czyli od 23. lat, nie było tu nigdy tak pusto. Ale jazda po sztucznym śniegu to jednak coś innego niż po naturalnym. I na nic się zdają zachęty w postaci bezpłatnego karnetu na wyciągi, ubiegłoroczna makabra na stokach, gdy były czynne zaledwie 4 trasy, a ludzi huk, skutecznie odstraszyła, z czego tegoroczni narciarze w ilościach mocno ograniczonych korzystają bez skrupułów. Jedyny mankament to żywy lód pod nartami z samego rana.



Zatrzymuję się od 19. lat w hotelu Silvestri, od 2. lat w jego nowiutkim wcieleniu. Miejsce świetne pod każdym względem : ładne, przestronne pokoje, przemiła obsługa, doskonała kuchnia, dobra lokalizacja /w sąsiedztwie przystanków autobusowych, co w przypadku spacerów w butach narciarskich trudno przecenić/. Livigno jest atrakcyjne nie tylko zimą, również w lecie miasteczko ma bogatą ofertę dla gości /trasy rowerowe, wycieczki górskie, jezioro/.




Z żalem, jako że w ćwierci krew góralska we mnie płynie, myślę o straconej szansie Zakopanego, co zawsze dotkliwie odczuwam porównując je z Livigno. Położenie podobne, też w niecce, ale pomysł na miasteczko zgoła inny. Owszem, Tatry to nie Alpy, ale przecież potencjał był. Tyle, że się zbył. Rzadko bywam teraz w Zakopanem, bo nie mogę pogodzić się z jego tandetnym charakterem. I żadne to pocieszenie, że w Aspen widziałam jeszcze gorszy górski badziew. Bo wolałabym, żeby „zimowa stolica Polski” /określenie równie pretensjonalne, co miejsce/ wzbudzała zachwyt, a nie politowanie. Całe szczęście, że mamy Krynicę, Szklarską Porębę, Niedzicę i inne fantastyczne górskie miejscowości.




A tak mknie Kalina, lat 3,5. Dodam, że cały czas przy tym mówiąc, gestykulując i rozglądając się wokół.
Słońce, słońce w ramionach… Lombardczycy gwarantują 300 słonecznych dni w roku i nie jest to pustosłowie. Moje sentymenty do kraju Havla i Mentzla /szczególnie do kina, literatury i knedlików/ podbudowują teraz obserwacje czeskich narciarzy, którzy przyjeżdżają taki szmat drogi raptem na trzy dni. Za to jeżdżą od świtu do zamknięcia wyciągów, czyli „gongolek” jak mówi Kalina, również w dniu wyjazdu.



Zachwyt, tym razem o zmierzchu… I jeszcze taki człowiek co to się kulom, a zwłaszcza ciepłej odzieży, nie kłaniał. Powinno być o tej porze -20, a jest -0,5. Lodowce niechybnie diabli wezmą. Z drugiej strony tego pasma leży St. Moritz.




Bezchmurne niebo i perspektywa kolejnego dnia narciarskiego – bezcenne. W hotelu Silvestri restauracja serwuje domowe dania w przeróżnych odsłonach, najlepsze są wariacje z ciastem makaronowym /pasta/ w roli głównej, np. tagliatele z czarnej razowej mąki z poszatkowaną włoską kapustą i kawałkami ziemniaków w sosie z 4. gatunków lokalnego sera podpuszczkowego, o wdzięcznej nazwie pizzocheri, albo te zapiekane zawijańce z razowego pszennego ciasta naleśnikowego z brasaolą /wołowa suszona polędwica/ w serowym sosie. Walka o prymat między kuchnią włoską i francuską jest niczym węzeł gordyjski; podobnie nierozwiązywalną jest kwestia pochodzenie zupy cebulowej. Włosi serwują ją w postaci kremu posypanego chrupiącymi ziołowymi grzaneczkami, Francuzi w formie klarownej z piórkami cebuli i zapiekaną kromką bagietki z serem gruyere. Za to ani jedni, ani drudzy nie mają praw autorskich do rogalików z ciasta francuskiego, czyli cornetto – croissant, bo te przysługują Wiedeńczykowi, który po raz pierwszy upiekł je podczas odsieczy miasta w 1683 r. Włoskie rogaliki w moim hotelu zawsze mają nadzienie – czekoladę, morelową konfiturę, budyń waniliowy, i najlepiej smakują przy porannym cappuccino. A po śniadaniu ten rodzaj kawy piją już tylko cieniasy, prawdziwi Włosi wyłącznie espresso. I jak tu nie jeździć na nartach!



W Zakopanem te domy z pewnością miałyby już za sobą bliskie spotkanie z buldożerami /vide ostatnio willa Ros Ami, prawda Pani Aniu?/. Tutaj nadal cieszą oczy, a często otrzymują drugie życie i są wykorzystywane jako urokliwe lokale użytkowe. A dodam, że ceny działek budowlanych są tutaj wręcz astronomiczne, gdyż praktycznie nie odnotowuje się obrotu nieruchomościami. Nie wiem doprawdy, czym można usprawiedliwić dramatyczną sytuację urbanistyczną Zakopanego. Bo skoro nie ma żadnej koncepcji, jak budować po nowemu, to choć piękną, klasyczną, starą architekturę należało oszczędzić.



