Europa. Szwecja. Sztokholm. W lodowym królestwie
14–19.06.2017

Kraj niby chłodny, ale nie latem, górzysty, ale nie za bardzo, przyjazny i do niedawna postrzegany jako oaza spokoju w rozedrganym świecie. Sławny zespołem muzycznym, lodami i Gretą Garbo. W Sztokholmie zatrzymałam się w hotelu Hay Market przy pl. Hetorget. Mieści się on w dawnym domu towarowym, któremu sławy przydał fakt, iż przed laty na stoisku pończoszniczym pracowała w nim sama Greta Garbo. Teraz w podziemiach są restauracje, zaś górne kondygnacje zajmuje hotel.

Sztokholm od Warszawy dzieli nie tylko morze. Również podejście do spraw pryncypialnych. Widziałam dzisiaj miejsce nieodległego w czasie zamachu terrorystycznego, czyli drogerię Rossman w domu handlowym Ahlens. Miejsce, w którym zginęli ludzie, na zdjęciu widoczny fragment sklepu, aktualnie w remoncie, niczym szczególnym się nie wyróżnia, gdyż Szwedzi, w przeciwieństwie do sąsiadów z drugiej strony morza nie katują się martyrologią. Na miejscu zamachu nie ma nawet kwiatów, bo przecież „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”, a te mogą być przecież piękne, jak kwiaty na straganach przed moim hotelem.

Sztokholm jest miastem wyjątkowo uprzywilejowanym dzięki naturalnemu położeniu. Bo nie brak w nim wody /zarówno słodkiej jak słonej/ i wzgórz. Starówka jest pięknie zachowana, a brukowane, wąskie uliczki wprost proszą się o nogi spacerowiczów. A że czerwiec jest na dokładkę miesiącem z najważniejszym dla Szwedów świętem /żadną tam religijną popierdułą, tylko świętem środka lata, czyli naszą nocą Kupały/, więc turystów nie brakuje. Na przedostatnim zdjęciu zmiana warty w Zamku Królewskim. Król dzisiaj jadł obiad w swoim mieszkanku, o czym świadczyła powiewająca nad zamkiem flaga. Pytałam przyjaciół mieszkających w Sztokholmie i kolejny raz przekonałam się jak dalece nieprofesjonalni są polscy dziennikarze. Otóż niedawne święto narodowe Szwecji /od czasów Wazów nazywane dniem flagi/ nie wzbudziło żadnych kontrowersji, wbrew temu, o czym donosiły polskie media, i to od prawa do lewa. Szwedzi świętowali je bez żadnych nieporozumień i sporów, czyja racja jest mojsza, i co ważniejsze – bez kłótni o symbol lub narodowy charakter tego dnia.

Można przejechać przez USA kosiarką, można też traktorami przez Europę. Entuzjastycznie witano Austriaków z Poysdorf, którzy wybrali tak niekonwencjonalny środek lokomocji do zwiedzania kontynentu. Wybrałabym jednak rower /wersja dla twardzieli/ lub rikszę /wersja dla dam/, przede wszystkim ze względu na towarzyszącą podróży ciszę. Ale że o gustach się nie dyskutuje, więc niechaj rolnicy z Poysdorf, bliskiego memu sercu z uwagi na rokroczne trasy do Włoch, jadą dalej!

Zamek Królewski w Sztokholmie, pod różnym kątem. Szwedzi w uwielbieniu kwiatów dorównują Francuzom, co sprawia mi niekłamaną przyjemność jako odbiorcy wrażeń estetycznych ich florystycznych talentów.

Oto cel dzisiejszego wieczoru. Wprawdzie bilety na wczorajsze przedstawienie „Cyganerii” bezpowrotnie przepadły, bo pomyliłam dzień przylotu, za to z przytupem zakończyłam sezon w Królewskiej Operze w Sztokholmie „Wesołą wdówką”. Muzycznie było dobrze, scenograficznie wręcz bardzo, zwłaszcza dzięki powoli znikającym w proscenium schodom. Sam budynek opery przypomniał mi dowcip o wizycie małżeństwa rosyjskich nuworyszy w Wersalu, którzy zapytani o wrażenia odparli : „skromnie, ale czysto”. Tu też było „skromnie”, zwłaszcza sądząc po loży.

Spacery po Starówce w Sztokholmie – czysta przyjemność. Dzisiaj już pewnie nie będzie mi dana, bo za oknem ołowiane niebo. Za to po południu rusza letnia wyprzedaż w Enko, odpowiedniku londyńskiego Harrods’a. Jak mnie uświadomiła moja szwedzko-polska przyjaciółka Myszka, klienci posiadający czarną kartę dostąpili zaszczytu penetracji sklepu już wczoraj, dzisiaj między 9. a 13. shopping spree mogą oddać się szczęśliwcy z białą kartą, moja Myszka, a potem już kto bądź. Oj, plastik będzie się grzać! Jest bezpiecznie, aczkolwiek prewencyjnie też, o czym zdjęcie poniżej. Cała starówka wręcz naszpikowana patrolami.

Szwedzka prowincja. Nic piękniejszego niż tutejsze okoliczności przyrody : woda, nietknięte siekierą i piłą lasy, sporadycznie rozsiane domy w kolorze falun red /ciemnoczerwone, malowane naturalną farbą z olejami drzewnymi/. Nic się nie zmieniło od blisko 30. lat, gdy po raz pierwszy zachwyciłam się tym krajem. Odwiedziłam Kubgsbryggan – maleńką osadę, w której spędzaliśmy nasze pierwsze rodzinne wakacje, dzięki temu, że od 1984 r. mój fantastyczny mąż, wówczas jeszcze jako student, znalazł tu sezonową pracę. Sezonową, bo latem, ale trwającą kolejnych 9 lat. Osada rozrosła się, powstały nowe domy, ale leniwy spokój okazał się ponadczasowy. A praca w Szwecji zaowocowała perspektywą emerytury prawie 15 razy większej niż bidul zusowski /dodam, że bieda-emerytura w polskim wydaniu dotyczy płacenia składek przez blisko 40 lat miesiąc w miesiąc, a szwedzkie rolnictwo mój mąż wspierał w sumie przez niewiele ponad 2 lata/.

W sąsiedztwie Kungsbryggan piękny pałac Svartsjo. Świeżo odrestaurowany, służy jako miejsce gdzie odbywają się różne zajęcia dla lokalnej społeczności.

Letnia rezydencja królewska Drottningholm czyli szwedzki Wersal, z polskim akcentem, gdyż zbudowany przez Katarzynę Jagiellonkę. Otoczony ogrodem w stylu francuskim i z najstarszym szwedzkim teatrem /ostatnie zdjęcie/.

Zorientowałam się właśnie, dlaczego mam taką słabość do Szwecji. Otóż jak żaden inny europejski kraj, w którym byłam, przypomina Japonię, z minimalizmem i uwielbieniem kwiatów, wysoką kulturą osobistą mieszkańców i ich uważnością na innych. Wiele lat temu byłam, oczywiście dzięki Waldkowi, świadkiem dyskusji toczonej w gronie polsko-szwedzkim na temat słowa „hansyn”, które oddaje uprzejmość, delikatność, zwracanie uwagi na potrzeby innych. Próbowaliśmy znaleźć polski synonim. I co ? Kicha, nie było jednego słowa oddającego jednocześnie te wszystkie wartości. Jeszcze przyjemniejsze znaczenie ma koreańskie „nunchi”, które prócz wspomnianych cech człowieka „hansyn” oznacza osobę, która wyprzedza oczekiwania innych. Szwedzi nie dość, że mają w słowniku tak fantastyczne słowo, to jeszcze stosują je w praktyce. I jeszcze ci zabójczo przystojni mężczyźni kupujący kwiaty… Takich piwonii jak na tutejszych straganach dotychczas nie widziałam. A już połączenie pomarańczowo-żółtych pręcików i malinowo -koralowych płatków to dla mnie absolutne mistrzostwo.

W najsłynniejszym sztokholmskim domu towarowym NK, zgodnie z moimi oczekiwaniami, tłumy zakupoholiczek buszujących między półkami i armia przyglądających się im bez cienia zrozumienia znudzonych partnerów okupujących wszystkie możliwe miejsca do siedzenia. Przeceny do 70. procent! Niestety, nawała chińska dopadła i Skandynawię, na dowód czego załączam zdjęcie z toalety w Zamku Drottningholm.

Dzięki Bogdanowi i Myszce, przyjaciołom od stu lat, spędziliśmy piękny dzień; Myszka zadbała o ciało, Bogdan o duszę. Bardzo Wam DZIĘKUJEMY! Jezioro w Kungsbryggan, bardzo głębokie, z wodą nawet w środku lata nadającą się do krioterapii. Ktoś, kto zbudował ten dom z pewnością jest estetą. Nie dosyć, że otwarty widok na jezioro to jeszcze ogród w japońskim stylu, i to stare, piękne drzewo symetrycznie w osi budynku.

Jeśli poranna kawa w Sztokholmie, to obowiązkowo w najstarszej kawiarni czyli Sundbergs Konditori rozpieszczającej klientów od 1785 r. Piękna pogoda, równie piękne miasto i uśmiechający się życzliwie do siebie ludzie. Po cholerę był nam pokój w Oliwie, ja się pytam. W kawiarni można po polsku zamówić tarte de citrone i lekki jak piórko tort czekoladowo – bananowy. I oczywiście kawę, jaką tylko się chce. W środku kawiarni nikt dzisiaj nie siedzi, ale stoliki przed nią są wszystkie zajęte.

Nie wiem co było lepsze – tarta czy tort, bo każde w swoim rodzaju – niebiańskie. Bogdanowi dziękuję za rekomendację. Jak zwykle bez pudła.

Architektonicznie i florystycznie Sztokholm bardzo przypomina Paryż. Wśród turystów dominują Amerykanie, co pewnie wynika z bardzo ożywionej emigracji Szwedów do USA w latach dwudziestych ubiegłego wieku.

A to taki apartamentowiec dla arystokracji. Z widokiem na morze. Dzielnica najzamożniejszych mieszkańców Sztokholmu – Ostermalm bardzo niewiele różni się od innych, nikt nie buduje tu płotów, przed domami parkują samochody Volvo pamiętające Olofa Palmego. Szwecja jest bardzo demokratycznym krajem, kobiety pełnią odpowiedzialne funkcje urzędnicze i prezentują wybitnie minimalistyczny styl w modzie. Podobno tajemnica tkwi w laickości państwa i ugruntowanej pozycji ruchów feministycznych. Przed podróżą do Szwecji warto zaznajomić się z 60 słowami, które stworzyły naród zawartymi w „Made in Sweden…” autorstwa Elisabeth Asbrink, lekturą tyleż ciekawą, co pouczającą.

Ratusz z wysoką na 106 m wieżą powstał na początku ubiegłego wieku i nadal pozostaje symbolem miasta. Równie łatwo rozpoznawalną budowlą jest pięknie wyeksponowane, położone nad wodą Muzeum Narodowe. U wylotu każdej z uliczek Starówki albo morze, albo jezioro.

W tej uliczce dokonano przed laty zamachu na premiera Olofa Palme i Szwecja i od tej pory nie była już taka sama. Niezależnie od niewykrycia sprawcy tego zabójstwa i słabych notowań samej ofiary /prawdopodobne powiązania z mafią i handlem bronią oraz niezrealizowane zobowiązania z tego tytułu/ zamach ten na wiele lat odebrał Szwedom poczucie bezpieczeństwa, teraz już zupełnie zniweczone przez międzynarodowy terroryzm. Na ulicach obecnie uderza ogromna liczba kobiet w ciąży /czyżby też mieli 500plus?/ i to nie kolorowych. Szwedzi są pięknym narodem, kobiety dostojnie się starzeją, nie widziałam ani jednej zbotoksowanej lali typu nasze Socha, Rozenek i ta trzecia, która z tymi dwiema pierwszymi też zawsze mi się myli, a mężczyźni o urodzie Bjorna Borga rodzą się tu chyba na kamieniu. Na ostatnim zdjęciu miejscowa filharmonia, naprzeciw której mieszkam.

Miasto Wazów. A w mieście Piastów są jeszcze ostatnie bilety na bodaj najważniejsze przedstawienie w Starym Teatrze czyli „Wesele” w reżyserii Jana Klaty. Po spektaklu dwa tygodnie temu miała miejsce wzruszająca scena, o czym opowiadała mi moja przyjaciółka. Otóż jeden z aktorów poprosił widzów o pozostanie i łamiącym się głosem zwrócił z apelem, by ci nie pozostawiali tego teatru, niezależnie od ciężkich czasów, które nadchodzą dla tej instytucji. Należy się spodziewać, że pod nową pisowską banderą „Wesele” po prostu zdejmą z afisza. Teraz, co jest absolutnym ewenementem, odbywają się nawet dwa spektakle pod rząd, co przy takim ładunku emocji jest dla aktorów ogromnym obciążeniem. A w obsadzie same sławy, m.in. Peszek, Dymna. Trzeba walczyć, choćby kupując bilet z miejscówką na ostatnim stopniu. Oni to robią dla nas! Na pewno są jeszcze bilety na 31.10., sama kupiłam kilka dni temu.

Starówka przeżywa oblężenie chińskich grup turystycznych. A Szwedzi przy niedzieli oddają się temu, co uwielbiają, czyli przeróżnym formom aktywności fizycznej, również drewnianej turystyce rowerowej.

W Sundbergs Konditori. Jeśli ktoś zamawia ciastko, kawa z miedzianego dzbana jest w cenie. Próbowałam walczyć, odmawiając jako teaistka. Bezskutecznie!

Oj, dobrze, że poległam, bo tort truskawkowy był wart grzechu. Szwecja pod względem kulinarnym, w kategorii kuchnie świata, wypada dość blado. Może wprawdzie poszczycić się sierpniowym świętem raków czy kiszonymi śledziami, ale znaczących osiągnięć nie odnotowałam. Są jeszcze okropne w smaku kiełbachy i coś jakby nasza kaszanka. Mam taką teorię, na własny użytek i na takich też obserwacjach opartą, że rzeczywiście znaczącymi kuchniami są tylko reprezentowane przez restauracje działające poza granicami danego kraju. A szwedzkich poza półwyspem nie uświadczysz. O wkładzie polskiej kuchni w rozwój światowego podniebienia też niewiele dobrego można powiedzieć, i tu powołam się na słowa mojego kulinarnego guru czyli Adama Gesslera, że w zasadzie jedynym czym w tym zakresie możemy się pochwalić to wynalazek bułki tartej. Jedno natomiast jest pewne – tak dobrego wędzonego łososia i śledzi w niezliczonej postaci jak w Szwecji gdzie indziej nie uświadczysz. A desery w Sundbergs Konditori są porównywalne z tym, czym można się cieszyć u Cichowskich w Krakowie lub Michalskich w Katowicach. Wracając jeszcze do Ratusza. Podobnie jak spora część miasta jest teraz remontowany. To, co widać na kolumnach jest tylko siatką maskującą rusztowania. W lipcu zostanie oddana do użytku nowa stacja metra, co w sytuacji działania wszystkich pozostałych wcale nie jest łatwą do przeprowadzenia inwestycją.

Leniwe niedzielne popołudnie, zamiast żyłowania mięśni, można spędzić w jednym z miejskich parków. Trzeba tylko znaleźć wolne miejsce między kaczkami. Park jest położony vis a vis Muzeum Nordyckiego.

Najbardziej prestiżowa dzielnica czyli Östermalm z bulwarem Strandvägen. Kamienice pamiętające XIX stulecie. Cisza i błogi spokój. A obiad, bez szału, we włoskiej restauracji Ciao Ciao Grande.

Bulwar Strandvägen i jedna z handlowych ulic stolicy Szwecji (Bibliothekgatan), przy której mieści się m.in. sklep COS. Jakkolwiek kraj do tanich, niestety, nie należy do tego sklepu warto zaglądnąć ze względu na dobre wzornictwo i jakość oferowanej odzieży. Szwecja, ze względu na położenie geograficzne, najatrakcyjniejsza jest w czerwcu i lipcu, gdy długie dni zwyciężają noce, a rześkie poranki w południe ustępują miejsca upałom. Byłam tu wiele lat temu w grudniu i miałam ogromny problem, by zwalczyć śpiączkę. Dni są wówczas bardzo krótkie i mroczne, wciąż prószy szary śnieg, dzień miesza się z nocą. Za to dekoracje świąteczne nie mają sobie równych, szczególnie ruchome scenki rodzajowe w ogromnych oknach wystawowych NK, od których trudno oderwać dzieci. Nawet wtedy dla podniesienia poziomu endorfin Szwedzi jedzą lody, ale w końcu na pozycję światowego lidera w ilości ich spożycia pracuje się cały rok. Sztokholm najlepiej odwiedzić late, a właściwie w czerwcu i lipcu, szczególnie w okolicach narodowego święta Midsommar, które Szwedzi szczególnie radośnie celebrują, zaś jeśli zimą, to koniecznie 13.12., gdy obchodzi się dzień św. Łucji, czemu towarzyszą rozświetlone korowody ubranych na biało dziewcząt, z liderką w wieńcu ze świecami na głowie. Szwedzi lubią z sobą spędzać czas, na wewnętrznych podwórkach wielkomiejskich kamienic urządzone są specjalne miejsca do spotkań towarzyskich mieszkańców, pięknie śpiewają, ale że są” haensyn”, podobnie jak Koreańczycy „nunchi”, więc czynią to zawsze w taki sposób, by nie zakłócić innym spokoju.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Wszystkie komentarze
0
Would love your thoughts, please comment.x