
15 sty Europa. Szwajcaria. Pecunia non olet
15-23.01.2021
Cała alpejska Europa stoi niczym skamielina z epoki jury, a w Szwajcarii stoki i hotele otwarte, zima jak na obrazku (białego w bród, szczypiącego w sam raz, by nosy nie zamarzały, słońca pod dostatkiem), turystów jak na czas pandemii przystało niewielu, więc kierunek rozpoczęcia sezonu narciarskiego, z miesięcznym wprawdzie opóźnieniem w stosunku do dotychczasowych zwyczajów, wydał się oczywisty. Z uwagi na ciągłe zmiany zasad poruszania się wybrałam tym razem podróż samochodem, co wprawdzie trwa lekko ponad 15 godzin, ale zapewnia też sporą niezależność. Do samego Zermatt wjazd samochodami jest zabroniony, więc po noclegu w hotelu City w Tasch, bardzo dogodnie położonym naprzeciw dworca kolejowego, porzuceniu auta w podziemiach hotelu, co jest zdecydowanie tańszym rozwiązaniem od pozostawienia go na miejskim parkingu, po kwadransie jazdy pociągiem znalazłam się w jednym z najpopularniejszych kurortów narciarskich Szwajcarii. W Parkhotelu Beau Site zaskakująco niewielu gości, na ulicach miasteczka pojedynczy spacerowicze, na stokach niewielu narciarzy to efekt europejskiego lockdawnu (jeździ się po doskonale przygotowanych nartostradach całą ich szerokością bez ryzyka zderzenia z konkurentami). Szwajcarzy rygorystycznie przestrzegają wszelkich zasad bezpiecznej koegzystencji, więc pracownicy wyciągów bez ociągania się zwracają uwagę zapominalskim, że np. brak maseczki może ich kosztować ostatni wjazd bez zwrotu niewykorzystanego karnetu. Nikt nie protestuje, wszyscy grzecznie stosują się do obowiązujących reguł, a tutejsze społeczeństwo kolejny raz na piątkę zdaje egzamin z poczucia wspólnoty i odpowiedzialności za nią. Przez moment miałam nawet poczucie dyskomfortu, jadąc do Zermatt, bo zadawałam sobie pytanie, dlaczego inne kraje alpejskie mają przymierać turystycznym głodem, a tu oczywiście jak zwykle robi się pieniądze. Sądzę jednak, że świetnie zarządzana Szwajcaria dosyć szybko skalkulowała stopień ryzyka i okazało się ono nieporównywalnie mnie bolesne od strat w gospodarce. Sklepy, restauracje są więc również tutaj zamknięte na 4 spusty, ale hotele (oczywiście z ograniczoną dosyć drastycznie liczbą gości) i wyciągi narciarskie zarabiają. Szwajcarskie „postojowe” wynosi od blisko roku 100% wynagrodzenia, przedsiębiorcy miesiąc w miesiąc otrzymują finansową pomoc od państwa, ale przecież „kto bogatemu zabroni?”. Zaśnieżone Zermatt tej szalonej zimy budzi moje ciepłe wspomnienia Zakopanego w stanie wojennym, To był ostatni okres, gdy pod Tatrami czuło się magię tego niezwykłego przecież na mapie Polski miejsca Zima 1981/82 , bez tłumów turystów, za to ze śnieżnymi zaspami, później już nigdy się nie zdarzyła i pewnie nie zdarzy, bo Zakopane przez kolejne lata awansowało z klimatycznego, górskiego kurortu do roli zimowej stolicy Polski, co musiało źle się skończyć. Zermatt na szczęście nikt takiej krzywdy nie zrobił, chociaż również tutaj zabudowa jest bardzo gęsta. Ale że „znają tu proporcje, mocium pani”, więc do zapaskudzenia krajobrazu miasteczka nie doszło.


Matterhorn niezmiennie góruje nad Zermatt, stanowiąc jego wizytówkę i alpinistyczne wyzwanie, które nadal zdarza się, wymaga ofiar (spoczywających zaszczytnie na maleńkim miejscowym cmentarzu, przeznaczonym tylko dla nich). Po zdobyciu zimowym szczytu K2 kilka dni temu przez 10 nepalskich Szerpów, w tym Nirmala Purję bez aparatu tlenowego, Krzysztof Wielicki stwierdził, że jednak zachodzi zasadnicza różnica w himalaistyce między wspinaniem się a zdobywaniem szczytu (miał na uwadze zwłaszcza młode pokolenie wspinaczy, dla których najważniejsze jest spektakularne zdobycie bez podbudowy ideowej wspinania), co wydaje się również trafną analizą przyczyn komercjalizacji również innych dziedzin życia. Matterhorn nadal pozostaje górą szalenie wymagającą, choć i jej nie ominęła pauperyzacja.




W samym centrum Zermatt nadal można spotkać charakterystyczne, stare zabudowania pasterskie na wysokich słupach (na poziomie zero mieściły się pomieszczenia gospodarskie, ponad nimi mieszkalne), które teraz w eklektycznej manierze dostosowuje się do współczesnych wymagań.


Spacerując główną ulicą miasteczka – Bahnhofstrasse – słodki zapach każdego spacerowicza nieomylnie doprowadzi do najprzyjemniejszego sklepu w okolicy, czynnego nawet teraz, w którym sprzedaje się tylko jeden artykuł – czekoladę produkowaną na miejscu, w wielkich plastrach, o przeróżnych smakach. Czekolada i ser – dwa flagowe produkty szwajcarskiego przemysłu rolno-spożywczego nie potrzebują żadnej reklamy, wystarczy raz skosztować.

Parkhotel Beau Site, o ponadstuletniej historii, na szczęście niewiele się zmienia, wciąż dopieszcza gości bardzo dobrą kuchnią, miłą obsługą, przyjemnym wystrojem wnętrz i doskonałym widokiem Matterhornu z okien pokoi od południowo-wschodniej strony budynku. Z radością zauważyłam w hotelowej części wypoczynkowej fotele portiera i po wypróbowaniu zapewniam – to sprzęt, który przydałby się w kadym domu.




Ciekawe, czy zgodnie z dotychczasowymi zapowiedziami w połowie lutego otworzą się Włochy. Ubiegły rok dla turystyki tego kraju oznaczał 78 mln turystów mniej i straty z tego tytułu w astronomicznej kwocie prawie 8 mld euro. Jeśli nie, sezon narciarki 2020/2021 może okazać się najsłabszym od co najmniej ćwierć wieku. Sądzę, że straszne doświadczenia ubiegłorocznej wiosny, gdy Lombardia została tak okrutnie doświadczona przez pandemię, wymusiły na radosnych zwykle Włochach zupełnie inne podejście do rzeczywistości. A wracając jeszcze do Szwajcarii, to odkryłam podczas tego pobytu w Zermatt niepodważalną zaletę górskiego klimatu, znaną już w epoce romantyzmu, gdy ludzkość zmagała się z innym rodzajem masowych zachorowań. Tutaj powietrze faktycznie nie od dziś leczy!
