
04 lis Europa. Polska. Warszawa. Kulesza i Małecki 12-14.09.2023
Wrzesień w Warszawie – rześkie poranki, słonczne i raczej chłodne dni, zimne noce. „Ale to już było i nie wróci więcej”, a tegoroczny wrzesień jest tego twardym dowodem – nadal panują trzydziestostopniowe upały. W poszukiwaniu cienia podczas pieszej wędrówki po mieście znalazłam się w Ogrodach Biblioteki Uniwersyteckiej, ul. Dobra 56/66. Zielone Powiśle w tym miejscu niemal sięga chmur, bo również na dachu Biblioteki założono ogród. Rozciąga się z niego szeroka panorama miasta, a na odwiedzających czekają również liczne miejsca rekreacyjne.


Po upalnym dniu wieczory spędzałam w teatrach. Tym razem z przyjemnością obejrzałam dwa przedstawienia: „To wiem na pewno” w Teatrze Ateneum i „Konstelacje” w Teatrze Polonia. Pierwsze wybrałam dla Agaty Kuleszy, drugie dla Grzegorza Małeckiego i nie zawiodłam się, gdyż oboje zagrali świetnie. Kulesza to oczywiście wybitna aktorka dramatyczna, natomiast Małecki… zagra wszystko. Tematyka obu sztuk bardzo ciężka, w Ateneum kryzys współczesnej rodziny, a w Polonii historia małżeństwa zmagającego się z chorobą nowotworową żony (w tej roli Maria Seweryn), więc po wyjściu z przedstawień długo dochodziłam do siebie. Ale w pełni zadowolona. Cóż – Warszawa teatrami stoi. I muralami – te w stolicy są na świetnym poziomie. Pojawił się właśnie kolejny przykuwający uwagę, przy ul. Żelaznej 22. Sporo się na nim dzieje (miejska architektura zawieszona w ruchliwym powietrzu pomiędzy balonami, dwupłatowcami i wiatrakami), ale spokojna kolorystyka łagodzi tę ekspresyjność . Obraz z 2017 r. krakowskiego malarza Rocha Urbaniaka na ściannie zrealizowała w nad wyraz udatny sposób firma Klawy Projekt. We mnie ten mural budzi skojarzenia z malarstwem Chaima Soutine’a, z uwagi na podejście do tematu, oraz Salvadora Dalí, ze względu na formę.


Warszawa bardzo szybko się zmienia, co z dużą satysfakcją od lat mam okazję obserwować. Oczywiście wciąż mam żal, że często nie ma pomysłu na adaptację starych budynków, cudem ocalałych z wojennej pożogi. Ostańców jest w niej już tak niewiele, że zasługują na szczególną troskę. Dobrym przykładem, że stare można zachować, choćby i kosztem wzniesienia kolejnego patoapartamentowca jest Browar Hermana Junga przy ul. Waliców 11. Wzniesiony w 1854 r. początkowo należał do właściciela trzech innych browarów na terenie miasta, a od 1873 r. do spółki Towarzystwo Akcyjne Wyrobu Piwa Herman Jung, prowadzącej handel piwem na szeroką skalę. Do Kijowa, Odessy czy Kowla towar dostarczano specjalnie do tego przeznaczonymi wagonami-lodowniami. Niemal do końca XIX w. spółka była liderem branży piwowarskiej w Warszawie. Do czasów współczesnych zachowała się jedynie część zabudowań browaru, a to: budynek administracyjny z czerwonej cegły, fragment ceglanego muru wzdłuż ulicy Waliców oraz piwnice. W czasie II wojny światowej mur browaru stanowił granicę getta, o czym informuje pamiątkowa tablica. Tędy wiodła trasa przerzutu żywności. Ocalałe obiekty wkomponowano we współczesną architekturę – biurowiec Aurum należący do Mennicy Państwowej. W związku z budową biurowca, 21 lat temu, poddano konserwacji ozdobną bramę wjazdową do browaru, wpisaną do rejestru zabytków. W tym roku nagle zniknęla ona z przejazdu bramnego i do tej pory nie została odnaleziona. cóż, nawet bramę można ukraść. Projekt rewitalizacji browaru spotkała wprawdzie ostra krytyka, ale może lepiej podjąć choćby nie do końca satysfakcjonującą próbę ratowania starych budynków, niż bezceremonialnie je wyburzać.



Również kulinarnie stolica prezentuje się atrakcyjnie, choć akurat restauracja Mateusza Gesslera Dock19, Wybrzeże Kościuszkowskie 43c, nie popisała się poledwiczkami w sosie truflowym, bo zabrakło w nim trufli. Zachwyciło mnie natomiast jej położenie – w zrewitalizowanej z dużą starannością Elektrowni Powiśle, z dużym tarasem widokowym na Centrum Nauki Kopernik, oraz deser (pyszny ptyś z grylażową pastylką w środku oraz kremem cytrynowym o dwóch stopniach kwaśności z wierzchu. Deser smakował równie dobrze jak wyglądał, więc nico zniuansował niepowodzenie głównego dania. Powiśle z promenadą nad Wisłą, ogrodami, odrestaurowanymi kamienicami zadaje szyku. Tu czuje się europejskość Warszawy.

Niezmiennie moimi kuchennymi faworytami pozostają: restauracja Kameralna, ul. Mikołaja Kopernika 3, w której pyszny obiad (zupa, danie główne i kompot) kosztuje zaledwie 25 zł, oraz Pańska 85, adres w nazwie, gdzie dania rodem z państwa środka wciąż smakują wybornie i kuszą bardzo przyjazną ceną (za trzydaniowy obiad zapłaciłam zaledwie 40 zł).



