
12 wrz Europa. Polska. Rytro-Cyrla. „Na grzyby – aromatów pełen las…” wiele razy, ostatni – 26-30.07.2021

Straciwszy kompletnie kontakt z rozumem pewnej lipcowej soboty tego pandemicznego upalnego lata postanowiłam wybrać się do Bukowiny Tatrzańskiej. Plon tej wyprawy był zaiste przerażający: w sumie 7 godzin jazdy samochodem na trasie Kraków – Bukowina – Kraków, by spędzić 3 godziny w jednym z najbrzydszych miejsc jakie gdziekolwiek i kiedykolwiek widziałam. Bukowina bowiem, z nazwy „Tatrzańska”, niewiele odbiega swym tandetnym wyglądem od innych miejsc na Podhalu. Jako że płynie we mnie 1/8 góralskiej krwi, i to prawdziwej, bo Gąsienicowej Krętej zmieszanej z Galicową, byłam bliska zaśpiewania, oczywiście falsetem, za Kazikiem Staszewskim „Coście uczynili z tą krainą”?! I że nic dobrego, to pewne. Architektura domów jednorodzinnych nietrzymająca się żadnego stylu, byle wysoko i szeroko, z jak najbardziej skomplikowanym dachem, drogi upstrzone bilboardami reklamującymi wszystko, a w najbardziej żenujący sposób, przy pomocy gigantycznej płachty plastiku biuro podatkowe w jakiejś wsi – przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie skorzysta z jego usług, potworniaki-sklepowe molochy i budynki użyteczności publicznej. Zaś w samej Bukowinie ogromny, brzydki jak nieboskie stworzenie hotel o pretensjonalnej nazwie „Bukovina”, chyba miało brzmieć światowo, a wyszło jak zwykle, z tysiącem pokoi, zza których gór nie widać, i koszmarnymi basenami, w których jednorazowo mogłaby wykąpać się cała napoleońska armia, a znalezienie kogokolwiek przekracza możliwości Mosadu. Nie mam pojęcia, o co chodzi w masowym wypoczynku, tak jak nie rozumiem rechotu na kabaretonach, śpiewu disco polo i zachwytu nad „książkami” niejakiego Mroza. Zniesmaczonej do granic ludzkiej wytrzymałości pozostała mi jedna droga odtrucia – pobyt w Górskiej Chacie Cyrla.




Okoliczne bukowe lasy, cud natury – ze strzelistymi, gładkimi i prościutkimi pniami drzew i liśćmi w pięknych kolorach = od wściekłej zieleni wiosną do ciemnobordowych jesienią, niemiłosiernie wyrzynane w ostatnich latach, nadal stanowią miły cel wypraw trekkingowych. Las nad schroniskiem stopniowo przechodzi w mieszany, pojawiają się też rozległe polany, na których rosną jagody i maliny. Zwykle od połowy czerwca do końca sierpnia można liczyć na szczęście i grzybobranie (jeśli szczęście jest duże trzeba związać nogawki spodni i do nich sypać borowiki, gdy zabraknie miejsca w koszu, ale taką przygodę udało mi się przeżyć tu tylko jeden, jedyny raz). W drugim roku pandemii, chyba dzięki odpoczynkowi, jaki ludzkość dała przyrodzie pojawiły się też kolorowe motyle, których wcześniej tutaj nie widywałam.





Kwiaty na i wokół schroniska, w przeciwieństwie do borowików, są za to rokrocznie i rosną również w starych traperach Jacka. Irena ma jakieś ogrodnicze zaklęcia, których skuteczność zapewnia świetne efekty florystyczne.


Chcąc wybrać się do Górskiej Chaty Cyrla (Rytro 64, 33-343 Sucha Struga, tel. 18 446 96 89), zwłaszcza w weekend, konieczna jest wcześniejsza rezerwacja, ale gospodarze przygarną każdą zbłąkaną w górach duszę, najwyżej noc spędzi ona na karimacie w jadalni.

Grzybów tym razem, w oczekiwanej obfitości, niestety nie znalazłam…