Europa. Polska. Podkarpacie i Podlasie. Krasiczyn i Białowieża. Lazur i poszukiwania żubra 23–27.08.2020

Lato 2020r. nie sprzyja dalekim podróżom, gdyż stale pojawiają się nowe informacje dotyczące ograniczeń wywołanych pandemią, więc wreszcie znalazłam czas, by wybrać się do Puszczy Białowieskiej, zanim w imię rozwoju ludzkości wytną w niej ostatnie drzewo. A po drodze trafiłam do Przemyśla, który okazał się być nad wyraz pięknym, zadbanym i czystym miastem. W cieniu kamieniczek wybrukowanego rynku skryła się restauracja Cuda Wianki, w której zjadłam wyśmienity bałabuszek (delikatny placek drożdżowy z kapuścianym nadzieniem) i kresowe pierogi (z kaszą gryczaną, twarożkiem i grzybami). Podobno w Wilnie, o czym dowiedziałam się kiedyś przypadkiem od pewnej starszej pani wciąż tęskniącej za swym rodzinnym miastem, o takim cudzie kulinarnym mówi się „palce lizać po same łokcie’. To samo mogę powiedzieć o deserach w pobliskiej kawiarni Fiore. Atrakcje turystyczne Przemyśla też dzieli zaledwie kilka ulic wokół skośnego rynku, a należą do nich: Bazylika Archikatedralna pw. św. Jana Chrzciciela czy Zamek Kazimierzowski.

Zaledwie kilka kilometrów dzieli Przemyśl od Krasiczyna, w którym zatrzymałam się na nocleg w hotelu Zamkowym , mieszczącym się w dawnej powozowni. Zamek w Krasiczynie wznieśli, jak sama nazwa wskazuje Krasiccy, na przełomie XVI i XVII w. w renesansowo-manierystycznym stylu, a jego właścicielami na przestrzeni wieków były rodziny Modrzewskich, Tarłowów, Mniszchów-Potockich, Pinińskich i Sapiechów. Ci ostatni wprowadzili w zamkowym parku zwyczaj sadzenia drzew z okazji narodzin dzieci: lip dla córek i dębów dla synów, co miało zapewnić nowym członkom rodu długie życie i zakorzenienie w danej społeczności. O ile z tym drugim nie było może najgorzej, pierwsze niezbyt się powiodło, zwłaszcza w ostatniej generacji Sapiechów, gdyż w efekcie zawierania małżeństw wyłącznie w obrębie arystokracji dzieci rzadko stawały się dorosłymi. Drzewa pozostały więc jedynymi pamiątkami po ich krótkim życiu, a że zamieszczano na pniu tabliczkę z imionami i datami urodzin, więc identyfikacja, dla kogo je zasadzono nie przedstawia trudności. Zamek oparł się licznym pożarom i wojnom, zachowując niemal niezmienioną, pierwotną architekturę. W narożach stoją 4 cylindryczne baszty, każda inna: Boska, Papieska, Królewska i Szlachecka. Ogromny, prostokątny dziedziniec od północy i wschodu otaczają skrzydła mieszkalne, a od południa i zachodu mury kurtynowe, zwieńczone ażurową attyką. Pośrodku skrzydła zachodniego znajduje się przedbramie z bramą i kwadratową Wieżą Zegarową, z Basztą Boską po prawej stronie wieży i Papieską po lewej. Przez kamienny i zwodzony most prowadziła tędy droga z miasta do zamku. Klatka schodowa, ze schodami biegnącymi od zachodu i wschodu bardzo przypomina tę w zamku w Baranowie Sandomierskim.

Jedynym zachowanym wnętrzem krasiczyńskiego zamku jest kaplica w Baszcie Boskiej, porównywana do Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. Dekoracje ścienne sgraffita zajmują tu blisko 3,5 tys m kw. i wyraźnie widoczne są na nich wpływy włoskie. Najbardziej rozpoznawalną z baszt jest Królewska, z sześcioma małymi narożnymi wieżyczkami, w których mieściły się apartamenty królewskie, a bywali tu królowie Zygmunt III Waza, Władysław IV, Jan Kazimierz i August II Mocny Sas, zaś w Baszcie Papieskiej, zwieńczonej attyką, będącą kopią papieskiej korony Klemensa VIII, wysocy dostojnicy kościelni.

Dawna powozownia, w której obecnie mieści się hotel, została starannie odrestaurowana, ale pokoje hotelowe mają współczesny wystrój. Mój wieczór w Krasiczynie uświetnił koncert Kameralnej Orkiestry Akordeonowej Arti Sentemo z Radzynia Podlaskiego – wielkie uznanie i szacunek dla młodych muzyków, uczniów i absolwentów tamtejszej szkoły muzycznej, zwłaszcza uśmiechniętego Adama Dudka studenta Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, i oczywiście ich nauczyciela-dyrygenta, pana Zbigniewa Czuryły.

Dawniej zamek otaczała fosa, a jej pozostałością są zarośla pałki wodnej. Kompleks Zamkowo- Parkowy zajmuje powierzchnię 14,5 ha, z czego spora część przypada na park z imponującym arboretum, w którym można znaleźć amerykańskie tulipanowce, platany klonolistne, korkowce. Trzykrotne obejście ogromnego miłorzębu dwuklapowego gwarantuje piechurowi spełnienie najskrytszych marzeń. Obeszłam, więc teraz tylko muszę cierpliwie poczekać.

Basztę Szlachecką krasiczyńskiego zamku wieńczy korona – kopia korony króla Zygmunta III Wazy. Krasiczyn trzeba zobaczyć, bo miejsce jest tego warte, a w drodze do Białowieży, w okolicach Lublina, odwiedzić maleńką wieś Piaski, a właściwie znajdującą się w niej fantastyczną restaurację Rarytas. Kuchnia polska w domowej wersji, z lokalnych, świetnych produktów, a ceny wywołają z pewnością uśmiech u największego smutasa (dwudaniowy obiad dla 3. osób, z colą i kawą za 64 zł – tego nie widziałam od lat!). Nic dziwnego, że wszystkie miejscowe panie domu nie gotują, tylko wysyłają mężów po obiad na wynos.

Apartamenty Carskie w Białowieży, z historią niczym z kroniki towarzyskiej, mieszczą się w zabudowaniach dawnej stacji Białowieża Towarowa – w wieży ciśnień, bani, domku dróżnika oraz w w czterech luksusowych salonkach, które wraz z parowozem tworzą skład pociągu, którym car Mikołaj II podróżował do Białowieży na polowania. Wnętrza są urządzone w stylu z przełomu XIX i XX w., a meble, lampy, obrazy i fotografie dobrano z wielkim pietyzmem, by oddać ducha carskich czasów.

Restauracja Carska, znajdująca się w głównym budynku stacji Białowieża Towarowa serwuje lokalne specjały np. ruskie pierogi, ale śledź z majonezem koperkowym, marynowaną cebulą i ogórkowym sorbetem też jest wyśmienity, podobnie zresztą jak iście carskie śniadania dla gości hotelowych, podawane w dwóch dużych salach jadalnych i kanciapce dyżurnego ruchu, która szczególnie przypadła mi do gustu, gdyż sprawia wrażenie żywcem przeniesionej do współczesności z początków XX w.

Puszcza Białowieska, ostatni w Europie naturalny las, w znakomitej większości znajduje się na terenie Białorusi – ok. 1250 km kw., w Polsce tylko 580 km kw. Nadal żyje tu szereg gatunków flory i fauny niewystępujących już w innych lasach, gniazduje 178 gatunków ptaków, w tym aż 107 stanowią gatunki typowo leśne, z sóweczką i dzięciołem trójpalczastym jako gatunkami flagowymi, występuje pełny zespół ssaków kopytnych (z żubrami i łosiami), co jest ewenementem na skalę europejską, a także bogaty zespół ssaków drapieżnych (w tym wilki i rysie). Wiele puszczańskich drzew osiąga imponujące, niespotykane w żadnym innym miejscu, rozmiary, np. 55-metrowe świerki czy dęby o obwodzie pnia ok. 700 cm. Średni wiek drzew wynosi wprawdzie niewiele ponad 100 lat, ale bywają też rekordziści, pamiętający czasy Jagiellonów, jak np. będący już w fazie rozkładu pnia Dąb Jagiełły (na pierwszym zdjęciu). Legenda stworzona przez Jana Jerzego Karpińskiego głosi, że pod tym drzewem miał przesiadywać w czasie łowów sam król Władysław Jagiełło, ale wiek dębu, zaledwie 450 lat, temu przeczy. Nie zmienia to jednak faktu, że drzewo jest legendarne – tak ze względu na rolę, jaką odegrało w popularyzacji puszczy, jak i swe rozmiary, 550 cm obwodu, 39 m wysokości i nieprzeciętną rozłożystość korony – konar, który oderwał się kilka lat przed 1974r., gdy wichura zwaliła Dąb Jagiełły miał 29 m długości. Teraz jego pień służy innym organizmom, jako że życie puszczy w 60% toczy się na martwych drzewach, dlatego taką zbrodnią była nieodległa w czasie i zupełnie pozbawiona sensu akcja porządkowania puszczy i usuwania z niego martwych świerków, rzekomo w obronie przed inwazją kornika drukarza. Owad ten żyje wyłącznie na martwych lub zagrożonych wymarciem drzewach, które w stadium końcowym życia wytwarzają „feromony” zwabiające samce korników. Do wydrążonej komory godowej samiec zwabia samice, które z godną podziwu systematycznością przebijają się korytarzami w górę i w dół, wedle ścisłego porządku: jeśli jest jedna lub dwie, obie w górę, jeśli trzy – dwie w górę, jedna w dół, jeśli cztery – parami w górę i w dół, i tak do znudzenia, powielając ten schemat. Larwy natomiast zawsze wygryzają korytarze w bok. Śluzowce nigdzie się nie przemieszczają, za to zachwycają formami i różnorodnością kolorów, jak choćby akwamaryny na zdjęciu, przypominając morskie koralowce i ukwiały.

Dominującymi drzewami w puszczańskim arboretum są: świerk pospolity, sosna zwyczajna, olsza czarna, dąb szypułkowy, brzoza brodawkowata i omszona, przy czym brzoza pojawia się zawsze jako pierwsza, stanowiąc zalążek prawdziwego lasu. Puszczańskie drzewa umożliwiają życie innym gatunkom, w tym także pasożytniczym grzybom. A huba, co ciekawe – zawsze rośnie równolegle do podłoża, również na powalonym drzewie, więc czasem zdarza się, że powstaje przedziwny chaos grzybów rosnących prostopadle i równolegle do podłoża, w zależności od tego, kiedy zadomowiły się na korze pnia za życia, czy po śmierci drzewa.

Pałac w Puszczy Białowieskiej zbudowano wg projektu Mikołaja de Rocheforta na polecenie cara Aleksandra III w 1894r., za kwotę 542 tys. rubli, w sąsiedztwie miejsca, na którym stał dwór polskich królów. Pałac zbudowano z czerwonej cegły, zaś drewno użyte do dekoracji poszczególnych sal wymagało odpowiedniego przygotowania: gotowano je dłuższy czas, potem suszono, uzyskując ciemną barwę. Parkiety w 120 komnatach zabezpieczała przed skrzypieniem cienka warstwa piasku, rozsypanego równomiernie na podłodze przed położeniem klepek. Jedną z sal wyklejono znaczkami pocztowymi, ku uciesze filatelistów z carskiej rodziny. W 1897 r. doprowadzono linię kolejową i powstał dworzec Białowieża Pałac, a kilka lat później, w 1903 r., Białowieża Towarowa, służąca transportowi upolowanych zwierząt. Car Aleksander III gościł w Puszczy Białowieskiej zaledwie jeden raz, gdy ciężko już chory, na dwa miesiące przed śmiercią postanowił zapolować w niej między 21 sierpnia a 3 września 1894 r. Jego syn Mikołaj II natomiast odwiedził Białowieżę aż sześciokrotnie, po raz ostatni samotnie 22 czerwca 1915 r. W tym samym roku wojska rosyjskie wywiozły wyposażenie pałacu, znajdujące się obecnie w Moskwie. W l. 1929-1936 w części pałacu mieściła się Państwowa Szkoła dla Leśniczych, a w części prywatne apartamenty prezydenta Ignacego Mościckiego. W czasie II wojny światowej pałac początkowo pełnił funkcję szpitala, a potem zajęli go sowieci, próbując stworzyć tu ośrodek naukowy. W nocy z 16/17 lipca 1944r. wpierające Niemców oddziały węgierskie wznieciły pożar, który znacznie go uszkodził, zaś w 1958r. ostatecznie rozebrano ocalałe ruiny. Pozostałością po pałacu carskim jest nadal istniejąca brama z wartownią i zbrojownią. Wokół pałacu założono w 1895 r. park w stylu angielskim, zaprojektowany przez Waleriana Kronenberga. W pobliżu, w dolinie rzeki Narewki urządzono dwa stawy z wysepkami, pomiędzy którymi znajduje się grobla z obeliskiem z 1752r., najstarszym zabytkiem Białowieży. Przypomina on o jednym z największych polowań królewskich w Puszczy Białowieskiej, które odbyło się 27 września 1752 r. z udziałem króla Augusta III Mocnego Sasa wraz z rodziną i dworem. Polowanie było ohydną rzezią, zwierzęta uprzednio złowione do zwierzyńca, założonego jeszcze przez króla Stefana Batorego, pędzono do korytarza zakończonego myśliwską altaną, w której wygodnie siedziała para królewska, z upodobaniem mordująca zwierzynę strzałem z broni gwintowanej, która wówczas była świeżym śmiercionośnym wynalazkiem. Każdemu celnemu strzałowi, a inny być nie mógł, towarzyszył dźwięk fanfar. W trakcie rzezi królowa podobno czytała chwilami jakieś francuskie romansidło. Nikt poza parą królewską tego dnia nie mordował zwierząt, a rezultat tego osobliwego zadawania śmierci był okropny: 42 żubry, 13 łosi, 2 sarny. Na obelisku postanowiono uwiecznić ilość ustrzelonej zwierzyny i wagę najcięższych sztuk, nazwiska szlachetnie urodzonych biorących udział w tym krwawym widowisku. Dzięki temu wiemy, że najcięższy żubr ważył 14 centnarów i 50 funtów, a łoś 9 centnarów i 75 funtów, w rzezi prócz króla Augusta III Mocnego Sasa, jego żony, odrażającej Marii Józefy, dzieci królewskiej pary Ksawerego i Karola wziął udział np. hetman wielki koronny Jan Klemens Branicki i cześnik koronny, a zarazem największy myśliwy I Rzeczpospolitej, Jan Wielopolski. Idąc aleją w stronę Parku Pałacowego po lewej stronie mija się niepozorny obelisk i po chwili dociera do największej architektonicznej atrakcji Białowieży – cukierkowego, miętowego dworku Gubernatora Grodzieńskiego, którego budowę zakończono w 1845r. W tym samym miejscu wcześniej stał dwór Augusta III Mocnego Sasa. Dworek Gubernatora był wielokrotnie modernizowany i rozbudowywany, dobudowano jedno skrzydło i piętro, a obecnie mieści się w nim muzeum, w którym można zapoznać się z księgą polowań i gości, którzy odwiedzali to miejsce w przeszłości.

Spotkanie żubra w warunkach naturalnych okazało się być nie lada wyzwaniem, jak twierdziła rdzenna Włoszka z południa – Cecylia, moja przewodniczka podczas blisko 5-godzinnej wycieczce po puszczy, najłatwiej zwierzęta można zobaczyć zimą, gdy wychodzą na okoliczne pola w poszukiwaniu pożywienia, które podrzucają im ludzie, więc pozostał rezerwat. Jeśli idzie o spacer po puszczy, to oczywiście wejście do ścisłego rezerwatu odbywa się wyłącznie pod opieką licencjonowanego przewodnika. Polecam wersję spaceru „Puszcza dla entuzjastów”, organizowaną przez miejscowy oddział PTTK, która obejmuje także wejście do części badawczej ścisłego rezerwatu. Zaś dla entuzjastów z dziećmi przygotowano zwiedzanie konną bryczką.

Po drodze do Teremisek, gawry Adama Wajraka, pojawiła się tęcza. Wsie w sąsiedztwie Białowieży sprawiają wrażenie, jakby czas miał działanie wsteczne. Nie ma pośpiechu, przyroda nadal występuje, tyle że mocno przetrzebiona za sprawą haniebnego lex Szyszko.

W carskich salonkach, wieży ciśnień i bani, w której dawniej mieściła się łaźnia, oraz Domku Dróżnika można wynająć jeden z 22. pokoi, które oferują Carskie Apartamenty. Do 1992r. linię kolejową Białowieża Towarowa wyłączono z ruchu, więc obiekt zaczął podupadać. W 2003r. dzięki pomysłowi dwóch miejscowych przedsiębiorców, w stulecie istnienia, dworzec zmienił swe dotychczasowe przeznaczenie, stając się godnym cara hotelem i restauracją. Interes tak się rozkręcił, że wspólnicy, z wszechogarniającego dobrobytu, w końcu się rozstali, ale jeden z nich na szczęście dla fanatyków puszczy nadal prowadzi tę wyjątkową stację kolejową.

Niedaleko Białowieży i Hajnówki bije źródełko Krynoczka, dawniej znane jako uroczysko Miednoje, uznawane przez wyznawców prawosławia za cudowne. Zwyczaj każe zmoczyć kawałek płótna w cudownej wodzie źródełka i przetrzeć chore miejsce, po czym wywiesić na sznurku za krzyżami w sąsiedztwie źródełka. Do Krynoczki prowadzi szeroka, leśna aleja, przy której wzniesiono w 1848 r. maleńką cerkiew Braci Machabeuszy.

Kuchnia podlaska w białowieskich restauracjach zachwyciła mnie prostotą i świeżością. Mięsne kartacze w Babushka Bistro i bliny z wędzonym łososiem w Stoczku 1929 smakowały wyśmienicie. Do tego obowiązkowo łyk zimnego kwasu chlebowego!

Zabudowa podlaskich wsi niczym z epoki reymontowskich „Chłopów” budzi wspomnienia dzieciństwa. Z pewnością region nie należy do najzamożniejszych, ale dzięki temu oparł się wiejskiej globalizacji „od Sasa do lasa”, zachowując indywidualny urok i niepowtarzalną atmosferę. Natomiast w kolorystyce ludzie tu sobie nie żałują!

Dwa tylko na świecie takie ikonostasy, całkowicie porcelanowe: w białowieskiej cerkwi pod wezwaniem św. Mikołaja i w podmoskiewskiej wsi. Fundatorem cerkwi w Białowieży był oczywiście car Aleksander III, któremu Puszcza Białowieska, od 1888r. należąca do jego prywatnych dóbr, wiele zawdzięcza. Ikonostas z chińskiej porcelany sprowadzono z Petersburga, zaś ostatnie prace wykończeniowe w cerkwi zakończono w 1897r., tuż przed przyjazdem cara Mikołaja II. Zwiedzanie cerkwi jest nieco utrudnione, gdyż drzwi do niej zwykle są zamknięte, więc wcześniej trzeba sprawdzić godziny jej otwarcia.

Kolorem Podlasia na zawsze pozostanie dla mnie lazur – jak niebo nad wiejską drogą w pobliżu Ciechanowa i ściany malutkiej cerkwi przy drodze do Bielska Podlaskiego.

Ten dziwny rok z pandemią w głównej roli niemal zamordował turystykę. Wprawdzie od czasu, gdy moje dzieci zakończyły przygodę z polską edukacją nie odczuwałam ciśnienia, by koniecznie korzystać z urlopu w czasie wakacji i wybierałam stacjonarne lato w mieście, wychodząc przy okazji z założenia, że to jedyna pora roku, gdy w Polsce bywa znośna pogoda, ale miałam wybór. W 2020r. podróże zagraniczne praktycznie przestały istnieć i pozostały krótkie wypady po kraju, które okazały się zresztą być nadzwyczaj przyjemne. Tylu wydarzeń kulturalnych, w których z ogromną przyjemnością uczestniczyłam w ciągu ostatnich wakacji, często nie miałam możliwości zobaczyć w ciągu całego roku. Nie ma więc tego złego….

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Wszystkie komentarze
0
Would love your thoughts, please comment.x