
16 sie Europa. Polska. Dolny Śląsk 77/88. 5-15.08.2022
W pierwszy piątek sierpnia od 77. lat maleńkie Duszniki (niespełna 5 tys. mieszkańców) stają się na 9 dni muzyczną stolicą Polski. 88 fortepianowych klawiszy, podobno tyle jest też gwiazdozbiorów, rozbrzmiewa na tych kilka upojnych, letnich dni pod palcami największych gwiazd światowej pianistyki muzyką różnych epok, którą spaja nazwisko Chopina. Ten rok jest szczególny, bo właśnie mija 30 lat odkąd kierownictwo artystyczne festiwalu objął prof. Piotr Paleczny. Bez wątpienia to właśnie jemu festiwalowa publiczność zawdzięcza możliwość słuchania w Dusznikach najwybitniejszych współczesnych pianistów z całego świata. Profesor zaprasza ich do udziału w koncertach, oczywiście proponując repertuar chopinowski, ale niewielu z artystów decyduje się na monograficzny recital tego kompozytora. Tłumaczą swój opór presją miejsca, w którym koncertował sam Fryderyk. Może właśnie dzięki pokorze zaproszonych pianistów wobec talentu Chopina tegoroczny program festiwalowy obejmuje tak różnorodną muzykę: od baroku po impresjonizm, od Bacha, Rameau, przez Schumanna, Schuberta, Liszta po Ravela i Debussy’ego. Wyzwanie, by zagrać wyłącznie Chopina podjął jedynie Jan Lisiecki, więc koncert finałowy zapowiada się ekscytująco.

W Dusznickim Parku Zdrojowym, o całkiem sporej powierzchni 5,4 ha, w 1802r. zbudowano salę koncertową (słynny Dworek Chopina, w którym kompozytor w 1826r. zagrał swój pierwszy zagraniczny koncert). Pruski król Fryderyk II był inicjatorem akcji kulturalnej polegającej na budowie scen teatralnych w uzdrowiskach. Kompleks zdrojowy w Dusznikach powstał za jego panowania, a zaprojektował go królewski architekt Geisler. Uczynił to nader udatnie. Park, w którym rosną ponad dwustuletnie dęby, lipy, kasztanowce, szumią 3 fontanny (w tym dziewiętnastowieczna autorstwa Müllera, o najwyżej tryskającym strumieniu wody w Polsce (45m), co szczególne wrażenie robi w trakcie nocnego pokazu ok. 22:30), trawniki, których nie powstydziłaby się angielska królowa i kwietniki co roku z innymi kwiatami – miejsce idealnie wprost nadaje się do długich spacerów czy odpoczynku przy dobrej lekturze.



Dusznicki rynek, pochyły, bo położony na wzgórzu, został starannie odrestaurowany i teraz wygląda jak pudełko czekoladek. Kamieniczki z kaskadami czerwonych pelargonii, kawiarenka Dzień Dobry Cafe, dla odmiany z białymi surfiniami, codziennie kusząca świeżymi ciastami w menu, fontanna – nie wiem, jak w tak niespiesznym miejscu się mieszka, ale odpoczywa wręcz wyśmienicie. Nad bramą jednej z kamieniczek widnieje data 1538, ale zabudowa rynku pochodzi z późniejszego okresu. Z rynku, obok hotelu Sonata, stroma ulica prowadzi do urokliwej dzielnicy domów jednorodzinnych. Z tutejszych ogrodów roztacza się szeroka panorama Gór Bystrzyckich.



Tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Chopinowskiego obfituje w wyjątkowe koncerty wyjątkowych artystów. Zarówno w sesji popołudniowej, jak wieczornej występują największe gwiazdy światowej pianistyki. Począwszy od laureatów ubiegłorocznego Konkursu Chopinowskiego w Warszawie, ze zwycięzcą Brucem Liu na czele, Kyoheiem Soritą i Aimi Kobayashi, przez Dang Thai Sona, po eksperymentatorów – Słonecznych Chłopców braci Arthura i Lukasa Jussenów i nasz duet wiolonczelowo-fortepianowy Zdunik-Dębicz.


Niemal wszyscy artyści tegorocznego festiwalu mieszkali w naszym hotelu Fryderyk. Okazali się być normalnymi ludźmi, nie gwiazdorzyli, nie mieli żadnych szczególnych wymagań. Zdaje się, że im większa gwiazda, tym mniejsza skłonność do celebryctwa. Ujmująco zachował się Jan Lisiecki, który przeprosił hotelowych gości, po prawdzie zasłuchanych w jego przedkoncertową rozgrzewkę, że zakłócił ich spokój. To zresztą świetnie wychowany młody człowiek, uśmiechnięty i uprzejmy.

Jedynym problemem dusznickiego festiwalu jest brak pokoleniowego następstwa dla publiczności. Dominują wśród niej ludzie 70+, nie występują zaś praktycznie przedstawiciele pokolenia 30- i 40-latków. Ale do takiej formy spędzania wolnego czasu trzeba chyba dojrzeć i mieć sporo urlopu do zagospodarowania. A z tym ostatnim, zwłaszcza gdy ma się dzieci, jest przecież bardzo krucho. Przed Dusznikami stoi spore wyzwanie, bo z jednej strony urok miasteczka polega na tym, że nie jest celem masowej turystyki. Z drugiej jednak jak kania dżdżu potrzebuje ożywienia, pomysłu na przyciągnięcie tu ludzi młodych. Podobnie zresztą rzecz się ma z festiwalem. Jeśli organizatorzy nie wpuszczą tu choć trochę świeżej krwi, impreza zacznie sukcesywnie obumierać, bo festiwalowa publiczność to bardzo zaawansowany geriatryk, a biologii jeszcze nikomu nie udało się oszukać. Zmiany zaś rozpoczęłabym od podziękowania za wieloletnią współpracę fotoreporterowi-safandule, kompletnie pozbawionemu talentu, w moimwykonującemu od lat ograne, podobne zdjęcia.



Tegoroczny festiwal obfitował w fantastyczne koncerty: braci Jussenów wpisuję na osobistą listę „odkrycie roku”. Bruce Liu, wiadomo – gigant klawiatury, Aimi Kobayashi – czarodziejka nastroju, Kyohei Sorita – chopinista z krwi i kości, choć urodził się w Japonii, Chloe Jiyeong Mun – jej Gluck i „Orfeusz i Eurydyka” był poruszający prawie tak samo, jak w wykonaniu Nelsona Freire, przeskalowana gra Alexandra Gavrylyuka nie jest wprawdzie w moim guście, nie zaszkodziła jednak szubertowskiej Fantazji c-dur. op. 15, d. 760, która akurat bardzo mi się podobała, urzekająca Bomsori Kim, której akompaniował genialny solista Rafał Blechacz. Ale objawieniem pozostaje dla mnie, zresztą niezmiennie od czasu lutowego koncertu w Krakowie, gdy zagrał z Sinfoniettą Cracovią oba koncerty Chopina, Jan Lisiecki. Mistrz gry piano pianissimo gładko wchodzący także pełnym dźwiękiem w forte nie zawiódł w Dusznikach. Ułożył program według klucza naprzemiennie po sobie następujących utworów nostalgicznych i pełnych energii (nokturny i etiudy) – trudny, wymagający maksymalnej koncentracji i bardzo efektowny.


Z Dusznik jedzie się kwadrans do Kudowy, która z kolei pęka w szwach od nadmiaru wczasowiczów. Niemcy pozostawili tu piękną architekturę, większość przedwojennych budynków odrestaurowano z dużą dbałością o szczegóły.



Powstają też nowe obiekty, z różnym szczęściem do projektantów, jak np. hotel Scaliano, który wprawdzie nie grzeszy urodą, za to prowadzi doskonałą steakownię Wypoczęty Wół (Gen. Sikorskiego 6), w której sezonowana polędwica na gorącym kamienieniu smakuje wybornie. W Kudowie obowiązkowym adresem kulinarnym jest również Caffe Gieraccy (ul. Stanisława Moniuszki 2). Lody kręci się tutaj w jak najuczciwszy sposób, ze świeżych owoców (moje z maracui miały nawet trochę pestek), a kawę parzy z mieszanek różnych gatunków (ziarna do kupienia, podobnie jak czekolada własnej produkcji, w lodziarni lub przez internet – www.badicafe.pl).


W Dusznikach, prócz restauracji hotelu Fryderyk (ul. Wojska Polskiego 10), Dobrych Smaków (ul. Zielona 1), gdzie na szczególną uwagę zasługują ryby, świetny pstrąg z chrupiącą skórką i doskonałe fondant au chocolat, chyba najlepsze, jakie kiedykolwiek jadłam (z ciastem delikatnym jak opłatek i bardzo gorącą czekoladą wewnątrz), kawiarenki Dzień Dobry Cafe (ul. Juliusza Słowackiego 1), w której domowe ciasta, codziennie inne, można zjeść na ukwieconym tarasie z widokiem na rynek, popijając kawą mrożoną, restauracji hotelu Sonata (ul. Sudecka 2) – bardzo dobry żurek i taki też pstrąg, odkryłam niepozorny bar o szumnej nazwie Paradise (ul. Zielona 1d), prowadzony przez trzy pokolenia dzielnych pań, gotujących po domowemu pierogi, zupy, smażących naleśniki i placki ziemniaczane.


Pokój we Fryderyku na przyszły rok zarezerwowany, urok Dusznik nieprzemijający, niespodzianką pozostanie więc jedynie program 78 Międzynarodowego Festiwalu Chopinowskiego. Ale tylko do lutego przyszłego roku, gdy znowu rozpocznie się wyścig o festiwalowy karnet.

