
25 maj Europa. Hiszpania. Madryt. Churros i Magdalena Ventura 7-11.05.2022

Nie doszacowałam Madrytu, wybierając się w majową podróż po kilku latach nieobecności w stolicy Hiszpanii. Zapomniałam, jak pięknym i zaskakująco przyjemnym w zwiedzaniu jest miastem, ile w nim zachwycających budynków, zieleni i światła. Tym, czym wyróżnia się czwarta pod względem zamożności europejska stolica, po Londynie, Paryżu i Moskwie, choć tę ostatnią śmiało teraz można skreślić z mapy Europy, więc trzecia, jest urokliwy klimat zaułków i placyków starego miasta, tętniących życiem dzięki niezliczonej ilości tawern, barów, restauracji i chocolaterii (miejsc, w których dominuje zapach czekolady i karbowanych paluchów churros). W reprezentacyjnym parku miejskim Retiro rozpoczęto już sezon plażowy.



Madryt położony na rozległej Wyżynie Kastylijskiej, której wysokość to 600-1000 m n.p.m., rozgościł się na licznych wzgórzach, co dla każdego miasta stanowiłoby atut w postaci stromych uliczek, tu dodatkowo w malowniczy sposób poplątanych i zabudowanych imponującymi budynkami o jasnych elewacjach, obowiązkowo z balkonowymi oknami. Kamienice na skrzyżowaniach ulic często zaopatrzono w wyoblone, oszklone werandy. Hiszpanie mają wyraźną słabość do balkonów, czemu trudno się dziwić, skoro wciąż zagląda w nie słońce, a życie toczy się na ulicy.


Parki, ogrody, skwery to z pewnością też reakcja na ogromną dawkę słońca, bo gdzie w upalne lato, gdy temperatura nie spada poniżej 40 stopni, szukać cienia, jak nie pod drzewami? W maju natomiast temperatura rankiem wręcz zachęca do zwiedzania, bo panuje przyjemny chłód (ok. 15 stopni) zamieniający się z upływem godzin w niedokuczliwe ciepło (prawie 30 stopni o 14-15), które spacerom wręcz sprzyja. W Madrycie powietrze jest bardzo suche, więc nawet wysokie temperatury po południu nie stanowią żadnej uciążliwości. Szczyty gór widocznych z miasta, ich panorama roztacza się np. z placu przed Zamkiem Królewskim, wciąż jeszcze pokrywa śnieg.
Jeśli zaś upał daje się mocno we znaki, można spacer ulicami zastąpić zwiedzaniem Museo del Prado. Byłam w nim kilkakrotnie, podczas zaś tego wyjazdu zdecydowałam się na gust i zainteresowania przewodniczki, która w trakcie dwugodzinnego spaceru po ogromnym Prado przeprowadziła skrócony kurs historii malarstwa, prezentując same rarytasy i opowiadając o nich ekscytujące ciekawostki (na najsłynniejszym bodaj portrecie infantki Margarity Velazquez dwukrotnie wykorzystał lustro – malując główne postaci obrazu i w tle lustro z odbiciem pary królewskiej; w jednej z sal celowo umieszczono obrazy El Greco i Picassa, by zademonstrować wyraźną inspirację drugiego z malarzy tym pierwszym, z Hieronimem Boschem i Salvatorem Dali nawet nie trzeba było stosować tego zabiegu, bo patrząc na tryptyk Boscha „Ogród rozkoszy ziemskich” miałam wrażenie, że patrzę na powstałe 500 lat później szalone obrazy Dalego). Na trasie mojego zwiedzania znalazł się tym razem ciekawy portret, o którego istnieniu dowiedziałam się z cyklicznej audycji dr Grażyny Bastek „ Jaki to obraz” w radiowej Dwójce. Samo dzieło zapewne nie ekscytowałoby szczególnie zwiedzających, bo wykonane przez hiszpańskiego malarza Jusepe de Ribera w 1631r. techniką olej na płótnie nie wyróżnia się niczym szczególnym, za to jego temat i historia są wręcz szokujące. De Ribera sportretował bowiem Magdalenę Venturę, jej męża i syna, a obraz nosi tytuł „Kobieta z brodą”, bo rzeczoną Magdalenę w wieku 37 lat, matkę kilkorga dzieci dopadł hirsutyzm. W Prado obowiązuje zakaz fotografowania, z bezlitosną konsekwencją egzekwowany przez strażników. W sklepie muzealnym naprzeciw wejścia można zaopatrzyć się za to w przeróżne wydawnictwa albumowe poświęcone temu miejscu. Dla najmłodszych zwiedzających przygotowano cały dział książek związanych ze sztuką: książeczki do kolorowania z obrazami znanych malarzy, książki do słuchania z fragmentami popularnych utworów muzyki poważnej.


Dotrzymanie kroku hiszpańskiej rodzinie przy talerzu może stanowić bardzo poważne wyzwanie. Jak wszyscy południowcy Hiszpanie kultywują kulinarne tradycje: kochają dobre jedzenie, przywiązują ogromną wagę do jakości produktów i mogą przy stole na wspólnej rozmowie spędzać godziny. W renomowanych restauracjach, szczególnie działających w najbardziej luksusowej dzielnicy Madrytu Retiro stolik należy rezerwować nawet z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Niektóre restauracje, cieszące się największą popularnością, zmuszone są stosować ograniczenia czasowe dla gości. W Pimiento Verde (Zielonym Pieprzu, Calle de Castello 18), w której jadłam wyborne baskijskie potrawy, weekendowy czas lunchu wynosi nie więcej niż trzy godziny, a limit ten mija wręcz niepostrzeżenie. Kraj Basków uważany jest bowiem za kulinarny raj – tamtejsza kuchnia słynie z doskonałych potraw tak z mięsiwa, jak też ryb i owoców morza, desery zresztą też są świetne i nie ustępują nawet o krok przystawkom i daniom głównym.. Świetne karczochy w maślanym sosie, z chrupiącymi brzeżkami listków i miękkimi sercami, krewetki w tempurze z pikantnymi sosami, szynka Bellota, ostre w smaku kiełbaski podawane z wyśmienitym pieczywem (baskijscy piekarze też ponoć najlepsi na Półwyspie Iberyjskim) jako przystawki w zasadzie mogły zakończyć ucztę. Ale po nich podano jeszcze idealnie chrupki i soczysty zgrillowany kawał wołu (przyprawiony jedynie grubą solą)z domowymi frytkami oraz delikatną żabnicę w muślinowym sosie cytrynowym z cieniutkimi talarkami gotowanych ziemniaków. Przed deserem próbowałam zdezerterować, ale nie chcąc narazić się gospodarzom spróbowałam i mięciutkiego sernika o wyczuwalnym zapachu domowego sera, i spoistego jak chałwa ciasta czekoladowego z orzechami ozdobionego gałką śmietankowych lodów i malinami. W sąsiedztwie Pimiento Verde jest kilka restauracji, wszystkie zapełniają się gośćmi w porze obiadowej i tak już do późnej nocy.


Bardzo dobrym adresem, tym razem na madryckiej starówce, w pobliżu Plaza Mayor i skierowanym do wielbicieli mięs, jest niewielka restauracja argentyńska Mu! El Placer De La Carne (Calle de las Huertas 1). Trzeba bardzo ostrożnie traktować informację w menu „danie dla 2. osób”, bo w rzeczywistości na stole lądują przystawki (kaszanka bez kaszy, a z mieszanką podrobów, pikantne kabanosy na ciepło, zapiekany ser, mix sałat), a na ognistym stojaku przy nim pojawia się góra różnego gatunku mięs (płaty żeberek niemal bez kości, steki, filetowane plastry kurczaka). Do menu dnia dostałam kieliszek białego wina, a wszystko za 16 euro od osoby.

Jamon iberico – bez długodojrzewającej, suszonej szynki w Hiszpanii żyć się nie da. Najbardziej ceniona przez smakoszy pochodzi z czarnych świnek, wypasanych na zielonych łąkach, gdzie nie brak im niczego, a już z pewnością żołędzi, które stanowią podstawowy składnik ich diety. Suszona, dojrzewająca szynka z tych zwierząt ma kolor ciemnobrązowy, z wyraźnymi żyłkami żółciutkiego tłuszczu, a smak oprócz słonego, pochodzącego z morskiej soli, w której najpierw mięso leżakuje kilka tygodni lub miesięcy przed suszeniem trwającym kolejne miesiące – w sumie proces produkcji może zająć nawet 4 lata, wręcz lekko słodki. Kroi się ją ręcznie, wzdłuż włókien na cieniutkie, niewielkie plasterki. Najwyższej jakości szynki Bellota osiągają niemałą cenę, bo nawet 300 euro za kilogram, a spróbować ich smaku można w jednym z popularnych punktów Museo Jamon (Calle Mayor 7), w których połączono handel (sklep) z gastronomią (bar). Hiszpanie, podobnie jak inni mieszkańcy południa Europy, uwielbiają jeść i przy okazji rozmawiać, więc przy stole spędzają sporą część dnia. W małych, dobrych sklepach spożywczych, a takich nie brakuje, zawsze znajdzie się kącik dla smakoszy, którzy na miejscu degustują handlową ofertę. A że stosunek do jedzenia jest tu wręcz nabożny, więc nikogo nie dziwi nazwa geszeftu „Św. Teresa”.

Płynna, gęsta czekolada i zanurzone w niej długie, karbowane paluchy chrupiącego ciasta smażonego w głębokim tłuszczu, czyli hiszpańskie churros zwyczajowo jada się przed lunchem. Opinię najlepszych mają te z działającej od 1894r. chocolaterii San Gines (Pasadizo de San Gines 5).


Może nie tak smaczne churros podaje się w la Bottileria, ale ta cukiernia z kolei urzeka słodyczą wnętrz. Poza tym z jej okien widoczny jest Zamek Królewski, można zrobić tu sobie zasłużoną przerwę w zwiedzaniu.




Cukiernicze frykasy w jakiejś zupełnie kosmicznej ilości 150. odmian nugatu proponuje rodzinna firma z Agramunt działająca na łasuchowym rynku od 1775r., czyli Torrons Vincens, do której sklepów na madryckiej starówce niezawodnie doprowadzi każdego słodki zapach karmelu, migdałów, orzechów i kamiennej czekolady wytwarzanej z niekonszowanego kakao.

Asturia – region, w którym wytwarza się świetne gatunki cydru, w Madrycie reprezentuje niewielka, ale klimatyczna tawerna El Escarpin (Calle Hileras 17). Cydr do szklanek nalewa się z zakorkowanej butelki, w korku jest niewielka dziurka. Cała sztuka polega na akrobacjach po drodze między korkiem, a szklanką: butelkę trzeba trzymać jak najwyżej, szklankę jak najniżej, nalewać przez ramię, a w dodatku nie uronić ani kropli. Ot, sport tylko dla prawdziwych Asturyjczyków.


Pokoje hotelowe w bardzo przystępnej cenie, i niewielkim rozmiarze, oferuje Eurostars Plaza Mayor (Calle del Doctor Cortezo 10). Ich zaletą oprócz czystości jest i to, że hotel serwuje bardzo smaczne śniadania i zlokalizowany jest dosłownie kilka kroków od Plaza Mayor.


Zakupy odzieży i butów w Madrycie mogą stać się niezwykle niebezpiecznym zajęciem. Jeśli trafisz do jednego z siedmiu domów towarowych El Corte Ingles, to po tobie, a w zasadzie po portfelu. Bardzo dobra jakość materiałów, świetne wzornictwo, przyzwoite ceny. Jedną z kondygnacji zajmują wyłącznie stoiska z odzieżą dla dzieci, której próżno szukać w tak bogatej ofercie w innym miejscu. Tylko jak te cuda upchać potem do bagażu podręcznego?




