Europa. Francja. Lyon.
28.01.–3.02.2017

Przyjemność dzisiejszego podróżowania z Madrytu do Lyonu to oczywiście zmieniające się pejzaże, od gór po równiny, kolory nieba, od lazuru do ołowiu, i po drodze wspomnienia fantastycznych wakacji sprzed 19. lat w Langwedocji.

Lyon, na szczęście, starannie omijają biura podróży, więc zwiedza się je bardzo przyjemnie, a jest co. Położone nad Rodanem i Saoną dzieli się na Stary Lyon, z pozostałościami romańskimi, i resztę, a całe miasto można podziwiać z perspektywy ciągnących się kilometrami bulwarów nadrzecznych lub z licznych mostów. Oferta kulturalna – przebogata. Świetna opera, depcząca po piętach paryskiej, i balet, teatry, muzea. Na przedostatnim zdjęciu malowniczo położony na stromym zboczu nad Saoną Stary Lyon, i na następnym to samo nocą.

Francuzi uznają Lyon, zapewniam -słusznie!, za kulinarną stolicę kraju. Maleńkie restauracyjki kilkustoliczkowe, są czynne przeważnie od poniedziałku do piątku, bo w weekendy, odwrotnie niż u nas, wypada jeść w domu. Każda restauracja ma w ofercie kilkudaniowe zestawy, nieco tańsze niż dania a’la carte, oferujące miejscowe specjały, w szczególności sałatkę lyonesse, tutejsze wędliny i oczywiście lokalne wina, zwłaszcza czerwone Cote du Rhone.

Dobrze zjeść w Lyonie można nawet w muzeum, czego wczoraj doświadczyłam podczas odwiedzin Musee Des Beaux-Art. Jego zwiedzanie rozpoczęłam od czasowe wystawy poświęconej Henri Matisse’owi, prezentującej głównie rysunki, szkice i litografie, kilka niespecjalnie ciekawych obrazów olejnych, oczywiście z pomarańczami. Nieco zawiedziona i tylko dlatego, że przechodziłam właśnie do drugiego skrzydła budynku, by zobaczyć stałą ekspozycję, zatrzymałam się po drodze w restauracyjce, by wypić kawę, a skończyło się, dzięki przemiłemu kelnerowi, na lunchu. Niespełnienie estetyczne wystawą natychmiast zastąpiło spełnienie kulinarne. Spieszę sprzedać sposób na to, jak z dobrej zupy grzybowej zrobić danie, które jeszcze zapada w pamięć. Otóż do kremu pieczarkowego dodano 4-5 pieczonych winniczków, na wierzch kleks bitej śmietanki i szczyptę rzodkiewkowych kiełków. Wyborne! Myślę, że jeszcze lepszy byłby krem z leśnych grzybów. Po satysfakcjonującym jedzeniu równie ciekawe zwiedzanie. Bo stała ekspozycja muzeum jest imponująca i mieści się na 3. kondygnacjach. Zbiory obejmują eksponaty od starożytności /Egipt, Rzym i Grecja/, do współczesności. W dziale antyku jest prezentowane np. wejście do egipskiej świątyni liczące 3800 lat. Muzeum warto odwiedzić choćby dla malarstwa impresjonistów, pochodzącego w głównej mierze z prywatnej kolekcji aktorki Jacqueline Delubac, zwłaszcza dla Renoir’a i Berthe Morisot.

Różne kółka, oba w Lyonie.

Zamożność Lyonu przed laty opierała się na tkactwie, po którym teraz nie pozostało nawet wspomnienie, jeśli nie liczyć tego sklepiku. To dziupelka, ale towar przyprawia o zawrót głowy – wyłącznie tkaniny dekoracyjne, lyońska specjalność grubo tkane jedwabne żakardy, sprzedaje się tu od XVIII w., a sklep wciąż należy do tej samej rodziny. Ceny bardzo wysokie, niższej od 200 euro za metr nie znalazłam.

Stary Lyon, położony na stromym wzgórzu nad Saoną, składa się z dwóch dzielnic: Saint-Georges i Saint-Jean. Obie stanowią labirynt wąskich uliczek, prowadzących do licznych placów, by było czym oddychać /w przeciwieństwie do Krakowa ktoś pomyślał, że szczelna zabudowa miasta prowadzi prostą drogą do zaczadzenia mieszkańców/.

Na szczyt wzgórza prowadzą bardzo strome schody, a potem zawijasy uliczek lub linia tramwajowa. Ostrzegam przed instrumentalnym traktowaniem mieszczącego się tutaj Muzeum Miasta. Wstęp jest wolny, a oprowadzają wolontariusze i czynią to w sposób niezwykle skrupulatny. Niestety, również tutaj odczuwa się zagrożenie terrorystyczne, ośmioosobowe patrole żołnierzy towarzyszą zwiedzającym np. w katedrze św. Jana Chrzciciela.

Obserwowałam dzisiaj gremialny powrót dzieci ze szkół, lekcje kończą się o 17. Ale : po pierwsze nie dźwiga się ciężarów na plecach, po drugie w domu jest już czas wyłącznie na zabawę. Zadania domowe zadawane są na weekend, a mają na celu dodatkowy rozwój dzieci. Podział obowiązków jest bardzo klarowny : uczy szkoła, dom ją w tym wspiera, a nie odwrotnie, jak ma miejsce u nas. I w niczym tych zaburzonych proporcji deregulacja pani minister, której wyrósł właśnie trzeci garnitur uzębienia, nie zakłóci. Nie mam żadnych złudzeń, że nadal edukacja naszych dzieci opierać się będzie na wytężonej pracy w domu, a nie w szkole, bo ta od dawna pozostawia bardzo wiele do życzenia. Słońce dzisiaj pięknie zachodziło. Temperatura wiosenna, 15 stopni.

Coś, co powoli zabija internet, czyli sklepy perfumiarskie. A wielka szkoda, bo zakupom w takim miejscu zawsze towarzyszy miła konwersacja. Kolejność dwóch liter w neonie kawiarni robi kolosalną różnicę, bo przywołuje zaraz na myśl najlepszy polski serial ostatnich lat i serwowany w nim na ławeczce trunek.

Wiosna, więc spacer po Starym Lyonie z zupełnie innej perspektywy. Najpierw trzeba pokonać te strome schody, a potem wpaść w podziw, co też ci Galo-Romanie potrafili wybudować dla czystej przyjemności obcowania z teatrem. Sceny są dwie, duża i mała, a z widowni rozpościera się widok na nowe miasto.

Bazylika Notre-Dame de Fourviere otrzymała drugie życie dzięki sąsiedztwu Konserwatorium, którego studenci odbywają w niej zajęcia. Dzisiaj pięknie rozśpiewywała się w niej sopranistka. Zauważyłam zresztą, że tutejsze kościoły, od lat opuszczone przez wiernych, ratują się poprzez akcje cywilne, odbywają się w nich koncerty, przedstawienia amatorskich teatrów, wernisaże wystaw. Mam wielką nadzieję, że do tych samych celów wkrótce będą służyć i polskie kościoły, bo co do tego, że opustoszeją nie mam złudzeń. Episkopat sam się wykopyrtnie o swoje tłuste, nieugięte kolana, a wierni, którym ta organizacja kojarzy się coraz częściej tylko z pedofilią, pazernością i zaściankowością sami odwrócą głowy.

Sąd Apelacyjny. Monumentalna budowla, która nie pozostawia wątpliwości co do laickiego charakteru państwa. Przy niej zarówno bazylika jak i katedra wyglądają jak liliputy.

Adam Nowak z zespołu Raz, Dwa, Trzy mógłby wpaść na kolację do swojej restauracji, przejść się platanową aleją nad Saoną, a następnie zrobić zakupy w sklepie dla prawdziwych mężczyzn. Kto zainwestuje teraz 1000 zł w brzytwę! No chyba, że tonący.

To jeden z dobrych adresów kulinarnych, czyli „Długie Gacie”. W menu dnia w porze lunchu 3 przystawki i 3 dania główne, jeśli ma się dużo szczęścia można ustrzelić najlepszą gicz jagnięcą w mieście. Dzisiaj jako przystawkę wybrałam creme brulee z fois gras. Ale jeśli miałabym wskazać jeszcze lepszą miejscówkę to z pewnością byłaby nią restauracja „Le Conde”. Krótka karta dań, a wszystkie wyborne, od przystawek po desery, czyli od zawartości muszli saint jack w koniakowym sosie, ślimaków po burgundzku, przez mięsa /najlepszy antrykot w sosie roquefort i filet z kaczki w pieprzowym/, po najlepszą tartę cytrynową w okolicy.

Fotel zaprojektowany w … 1927 roku! Rzecz jasna przez architekta, Le Corbusier’a. Sklep „arrivetz” prowadzi p. Christian Denis, którego miałam przyjemność poznać. Nie dość, że zna się na architekturze wnętrz, w końcu to jego praca, to jeszcze interesuje się historią ostatnich stu lat. Jest pierwszym Francuzem, jakiego znam, który przyznał, że jego ojczyzna wraz z Wlk. Brytanią nie najpiękniej potraktowały nas w czasie II wojny światowej. A wracając do wnętrz. W tym sklepie można zobaczyć więcej przedmiotów, których projekty powstały dziesiątki lat temu, a design jest tak nowoczesny, jakby projektant wczoraj odłożył ołówek. Dzisiaj, dzięki silnemu wiatrowi odsłoniła się piękna panorama Alp. W 4 K – Madryt gdyby nie kultura na 10 cienko, bo kuchnia 1, komunikacja 5, klimat 5, razem 21, a Lyon dużo lepiej: kuchnia 10, komunikacja 10, kultura 8, klimat 5, w sumie 33 pkt.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Wszystkie komentarze
0
Would love your thoughts, please comment.x