Europa. Austria. Salzburg. Gigant w kulce 31.03.-1.04.2023

Salzburg pokochałam natychmiast, gdy tylko się w nim znalazłam. Idealnie położony (nad rzeką i w górach), z piękną architekturą, przyjaznymi mieszkańcami zachwycił mnie szykiem, elegancją i czystością.

Najgenialniejszy kompozytor wszech czasów świetnie wybrał sobie miejsce swych narodzin, a miasto wciąż rewanżuje mu się za popularność, którą dzieki temu zyskało. Salzburg tętni muzyką klasyczną, koncerty odbywają się każdego wieczoru w kilku salach koncertowych, również w luksusowej restauracji Baroque Hall (Sankt-Peter-Bezirk 1/4). Latem, cyklicznie od 1877 r. z krótkimi przerwami wywołanymi wojnami, w mieście odbywa się największy w Europie, trwający 5 tygodni, festiwal teatru i muzyki. W tutejszym Uniwersytecie Mozarteum, szkole o blisko 200-letniej tradycji, kształcą się artyści (aktorzy i muzycy) z całego świata. W Salzburgu koncertują najwybitniejsi, więc czas dla słuchaczy znalazł też Rafał Blechacz, który już w maju br. zagra Liszta w Wielkiej Sali Festwialowej.

Gdybym miała wymienić jedno skojarzenie z rodzinnym miastem Wolfganga Amadeusza Mozarta byłaby nim „muzyka”, jeśli dwa dodałabym „szyldy”. W starym stylu, montowane prostopadle do ścian budynków, unoszą się jak koronki nad wąskimi uliczkami starówki. Są bardzo starannie wykonane i nie mają kompletnie nic wspólnego z topornymi reklamami szpecącymi ulice polskich miast.

Oddzielny rozdział do rozważań nad sposobem przyciągania klientów to oczywiście witryny sklepowe. Tu wszystko zależy od pomysłowości i fantazji osób je aranżujących. Muszę przyznać – z powodzeniem oddających się temu estetycznemu zajęciu.

Odwiedziłam Salzburg w tygodniu poprzedzającym Wielkanoc, więc wiele ze sklepowych wystaw wystrojem nawiązywało do zbliżających się świąt. Nawet właściciel sklepu z luksusową biżuterią uległ tradycji i obok pierścionków z kilkukaratowymi kamieniami szlachetnymi umieścił wielkie jajo.

Zauważyłam, że chociaż w Salzburgu nie brak renomowanych marek jubilerskich jak Boucheron, Cartier, świetnie prosperują też lokalne firmy. Ale też oferowana przez nie biżuteria ma wyjątkowy charakter, a np. w butiku Baischer Galerie (Linzer Gasse 40) obsługuje sam artysta, chętnie nawiązujący kontakt z klientami. Na stronie internetowej pracowni (baischer.com) można obejrzeć go przy pracy i wirtualnie zapoznać z jej owocami.

Kilka kroków od sklepu z ręcznie robioną biżuterią kolejne miejsce, które zwraca uwagę wystrojem (w maleńkich witrynach zdjęcia anatomiczne), a po wejściu do sklepu ujmującą serdecznością właścicieli. Sklep optyczny Gollhofer (Linzer Gasse 50), w którym można np. zamówić gogle z korekcyjnymi szybami – cóż, rzecz niezbędną dla narciarzy w pewnym wieku. ale też uzyskać szczegółowe informacje na temat najbliższego Festiwalu Salzburskiego. Profesjonalnej obsłudze towarzyszy bowiem pogawędka z przemiłym małżenstwem w średnim wieku (pani – melomanka, pan – narciarz).

Spacerom po salzburskiej starówce można z przyjemnością oddać się na cały dzień., a obserwacje architektoniczne połączyć z socjologicznymi. W drodze na wzgórze zamkowe znalazłam atelier fotograficzne, w którym każda dama może na chwilę poczuć się jak słynna cesarzowa Sisi. Krynoliny, tiurniury, mantylki, parasolki i na koniec zdjęcie w kolorze sepii.

Obserwacje mieszkańców miasta dostarczyły mi bardzo budujących spostrzeżeń. Otóż po pierwsze, przynajmniej w Austrii, aktywność najmłodszych nie ogranicza się do wpatrywania się w ekran smartfonów. Wróciła, niczym z zaświatów, dawno zapomniana moda na grę w karty! Czarny Piotruś nie jest może tak atrakcyjny jak Call of Duty, ale bez wątpienia nie robi dziecku takiego zamętu w głowie i nie prowadzi do uzależnienia, że o socjalizacji nie wspomnę, bo przecież do gry w karty trzeba mieć co najmniej jednego współgracza.

Po drugie – w Austrii się czyta! W kawiarni zauważyłam stojak z aktualną prasą. Rzecz w Polsce rodem z archeologicznych wykopalisk, bo w naszej wspólnocie nieczytania prędzej można się spodziewać śniegu w czerwcu, niż kofeinisty z książką w ręku. Wreszcie po trzecie – tzw. „ulica”, a już szczególnie osoby starsze na niej, to jakaś opowieść z innego świata. Dresy i cała linia im podobnych strojów tzw. „wygodnych” jako „wyjściowych” wśród salzburczyków się nie przyjęła i chwała im za modowy konserwatyzm.

Spacer po salzburskiej starówce wcześniej czy później wszyscy kończą w ponad trzystuletniej kawiarni Café Tomaselli (Alter Markt 9). Położona w samym centrum starówki zajmuje dwa piętra kamienicy i nie narzeka na brak gości. Na drugiej kondygnacji, prócz niewielkiej sali, znajduje się rozległy taras z widokiem na rynek. To właśnie miejsce, nawet za cenę oczekiwania na wolny stolik, warto zająć. Bo widok z tarasu jest bezcenny – miasto na tle gór, ruchliwy Stary Rynek z fontanną, spacerujący ludzie. Specjalnością Café Tomaselli są oczywiście włoska kawa i najeżony prażonymi orzechami różnych gatunków apfelstrudel, którego cieniuteńkie i chrupiące jak opłatek ciasto otula ciepły mus jabłkowy. Nie jadłam lepszego!

Z Café Tomaselli słodki szlak spacerowy prowadzi do czegoś zupełnie niezwykłego, czyli sanktuarium Mozartkugel (Brodgasse 13). Manufaktura założona w 1865 r. przez Josefa Holzermayra do dziś produkuje najlepsze pod słońcem pralinki (tylko jeden kształt – kulki). W oblanej cieniutką, gorzką czekoladą kulce z marcepanu i pistacji tkwi niebiańska moc rozkoszy. Kulek z podobizną kompozytora na opakowaniu produkuje się w Austrii mnóstwo, ale tylko te zawinięte w sreberko z niebieskim nadrukiem (chronionym znakiem towarowym) są prawdziwym Rolls-Roycem. Pralinki można kupić w sklepie przy Alter Markt 7 i w jego siostrzanych cukierniach położonych w Salzburgu oraz w sklepie internetowym.

Austria może nie jest topowym miejscem na kulinarnej mapie świata; nie słyszałam, by poza nią działały restauracje z lokalnymi daniami, bo też i Käseepätzle nie zyskały dotychczas popularności sushi, ale zamawiając tu jakiekolwiek danie można być pewnym dwóch rzeczy: jego świeżości i gigantycznego rozmiaru. Tłustej zazwyczaj kuchni nie sposób sprostać bez piwa, które w wielu przybytkach gastronomicznych pochodzi z własnej produkcji. Tego też można oczekiwać w restauracji Die Weisse (Rupertgasse 10), w której w piątkowy wieczór trudno o wolny stolik, bo wszyscy chcą wówczas zjeść kolację i napić się chmielowego napoju. Wystrój w stylu pawilonu myśliwskiego zwraca uwagę pięknymi kaflowymi piecami w zielono-białym kolorze. Przeznaczenia jednego z nich, z wielkim, okrągłym gazonem na górze, nie udało mi się ustalić.

Salzburg odwiedza wielu turystów, a sezon trwa przez okrągły rok, więc i miejsc w hotelach, o bardzo dobrym poziomie, nie brakuje. Wskazana jest jednak wcześniejsza rezerwacja, gdyż np. w tym, który wybrałam, Hofwirt Salzburg (Schallmooser Hauptstraße 1) recepcja czynna jest do 22:00, później odebranie klucza do pokoju wymaga drobnych starań. Hotel położony jest bardzo dogodnie, od starówki dzieli go zaledwie 5-minutowy spacer.

22 opery, 27 koncertów fortepianowych i 24 na inne instrumenty, 60 symfonii, 19 mszy, rozpoznawalne po pierwszych nutach wariacje „Trzy kurki” i inne drobne utwory – gigantyczny dorobek jak na niespełna 35-letnie życie. I jeden taki geniusz wszech czasów – urodzony 27 stycznia 1756 r. w Salzburgu Wolfgang Amadeusz Mozart.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Wszystkie komentarze
0
Would love your thoughts, please comment.x