Azja. Japonia. Okinawa. Spokojnie na Oceanie Spokojnym 26.10.-3.11.2014

Bezgraniczna miłość do Japonii tym razem zaprowadziła mnie na archipelag Riukiu na Oceanie Spokojnym, a ściślej – na wyspę Okinawa, którą wybrałam jako miejsce spóźnionych, leniwych wakacji. Jesienią tajfuny już przestają wiać, a deszcze, które padają tu minimum 6 miesięcy w roku też powoli tracą na sile. Klimat subtropikalny wyspy jest zresztą jednym z jej walorów, temperatura nigdy nie spada poniżej 10 stopni, zachęcając turystów do całorocznych odwiedzin. Lot z Tokio do Naha, stolicy i największego miasta prefektury Okinawa, trwa niespełna 3 godziny i nie jest męczący. Japoński transport publiczny, najlepszy na świecie, o czym wielokrotnie miałam przyjemność się przekonać, na Okinawie sięgnął szczytów, gdyż kursowe autobusy z dworca w pobliżu lotniska podjeżdżają pod drzwi hoteli na trasie przejazdu, bo przecież goście nie będą biegać z walizkami z przystanku położonego przy publicznej drodze. Okinawa, miejsce jednej z nielicznych operacji lądowych wojsk japońskich w trakcie II wojny światowej, podbita przez Amerykanów aż do 1972 r. znajdowała się w ich administracji, czego pozostałość w postaci prawostronnego ruchu drogowego zniesiono dopiero w 1978 r., przywracając, jak pan Bóg przykazał, obowiązujący w całej Japonii, lewostronny. Do tej pory istnieją opustoszałe bazy wojsk amerykańskich, jakby żywcem przeniesione z Hawajów, które teraz stanowią atrakcję do zwiedzania jako całkowicie obce kulturze japońskiej. Mam wrażenie, że wpływy amerykańskie dotknęły także tutejsze powojenne budownictwo hotelowe, gdyż w żadnej innej części Archipelagu Japońskiego nie miałam takich problemów ze znalezieniem noclegów w kameralnym, butikowym hotelu, co tutaj. Wybierając się na Okinawę trzeba również porzucić marzenia o zakwaterowaniu w klasycznym ryokanie, bo tych po prostu tutaj nie ma. Pozostaje wybór wśród molochów, mój padł na Sheraton Okinawa Sunmarina Resort (Onna-Son 66-1 Aza, Fuchaku, Kunigami District), położony na uboczu, przy szerokiej, piaszczystej Sun Marina Beach. I chociaż początkowo nieco obawiałam się, mając na uwadze typowe atrakcje tego typu miejsc, a to: baseny, place zabaw, kaowiec z animacjami kulturalnymi etc., że ciszy i spokoju raczej nie zaznam, rzeczywistość dostarczyła mi wyłącznie dobrych wrażeń. Goście hotelowi, japońskie wielopokoleniowe rodziny z małymi dziećmi, przypomnieli mi natychmiast, że znajduję się w kompletnie innej cywilizacji, w której uważność na innych determinuje życie. Z podziwem obserwowałam bezszmerowe zachowania małych Japończyków, którzy nie mają w zwyczaju kaprysić przy jedzeniu, rzucać się na podłogę, gdy nie dostają tego, czego chcą, czy krzyczeć na znak protestu, ale też olimpijski spokój towarzyszący ich opiekunom przy wykonywaniu wychowawczych obowiązków. Spotykaliśmy się przy posiłkach w bardzo dużych salach jadalnych, czemu towarzyszyły zawsze wymiany uprzejmości i uśmiechów, czasem small talk z sąsiadami, zawsze życzliwość przy objaśnianiu, co z czym zjeść i w jakiej kolejności, bo w takiej mnogości potraw i dodatków gaikokujin może z łatwością się pogubić.

Onna -Son w podziale administracyjnym, z liczbą mieszkańców nieco ponad 10 tysięcy, figuruje jako wieś, ale w naszych kategoriach przypomina raczej małe miasteczko. A już z taką ilością świetnych restauracyjek i barów z pewnością zasługuje na to miano. Zupełnym zaskoczeniem kulinarnym była dla mnie dominacja mięsa w menu restauracyjnym, zwłaszcza legendarnej wołowiny kobe, czyli wagyu. Ryby i owoce morza znalazły się w lokalnej defensywie. A uprzejmość Japończyków znowu mnie wzruszyła, gdyż na wieść, że mieszkam w hotelu poza miasteczkiem, w restauracjach proponowano odwiezienie. Najlepszą wołowinę wagyou w Onna-Son jadłam w restauracjach Steak House i Ryukyen no Ushi, smaży się ją samodzielnie na rozgrzanej pokrywie żeliwnego naczynia. Podawana jest w cieniuteńkich plasterkach, z mnóstwem warzywnych przekąsek i sosów. Smaży się błyskawicznie, a smakuje wybornie.

Wakacje na Okinawie mają tę zaletę, że biegną niespiesznie, spędza się je wybitnie pasywnie np. nadrabiając zaległości książkowe, kąpiąc w ciepłych wodach oceanu, spacerując po rozległych, piaszczystych plażach (w Onna-Son akurat nie ma klifu). Chyba że jest się nurkiem, to oczywiście aktywnie – na podglądaniu kolorowego życia rafy koralowej otaczającej wyspę, co wymaga jednak trochę zachodu, bo wiąże się z koniecznością wypożyczenia łodzi. Natomiast samochód, najlepiej z kierowcą, gdyż obowiązuje lewostronny ruch drogowy, trzeba wypożyczyć, by zobaczyć Przylądek Manzamo z fragmentem klifu w kształcie głowy słonia, którego wyższy brat bliźniak znajduje się na wybrzeżu Normandii w Etretrat. Niestety, tego dnia, gdy zdecydowałam się na wycieczkę do Manzamo nie dopisało słońce, co widać na zdjęciu z lewej strony. W Etretrat kilka lat później pogoda okazała się znacznie łaskawsza. Kształty klifów formowane przez wodę, niezależnie którego morza lub oceanu, są bardzo podobne, więc skojarzeń zapewne jest dużo, dużo więcej, niż moje japońsko-francuskie.

Będąc na Okinawie nie można sobie odmówić przyjemności spotkania oko w oko z 8,5-metrowym rekinem wielorybim, płaszczkami manta, rybami głębinowymi żyjącymi 200-700 m pod poziomem oceanu, a więc zwykle niedostępnymi dla ludzkiego wzroku, delfinami. Wszystkie te podwodne cuda żyją w Okinawa Churaumi Suizokukan – wybudowanym z wielkim rozmachem oceanarium, do 2005 r. gdy powstało akwarium w Georgii, największego na świecie, Znajduje się w nim 77 zbiorników, w których wrze oceaniczne życie, w tym akwarium „Kuroshio Sea” – z ekranem o imponującej wielkości 22,5 m długości i 8,2 m szerokości, zbudowanym z akrylowego szkła o grubości, bagatela!, 60 cm; w nim właśnie pływa łagodny niczym baranek, bo żywiący się planktonem, rekin wielorybi – największa ryba, rekordziści z tego gatunku potrafią ważyć nawet 30 ton. Poza tym są też zbiorniki z koralowcami i niewielkie akwaria z miniaturowymi organizmami, np. majestatycznymi meduzami o długich, anielskich włosach, konikami morskimi. Tysiące gatunków małych i dużych mieszkańców oceanu mają tu wprost idealne warunki do życia, gdyż zgodnie z edukacyjno-naukową ideą tej placówki stworzono otwarty system gwarantujący stały przepływ wody wprost z akwenu sąsiadującego z oceanarium. Poza tym brak zadaszenia części zbiorników zapewnia naturalne warunki słoneczne, co również ma kapitalne znaczenie dla symulacji rzeczywistych warunków życia, w szczególności rafy koralowej, gdyż dzięki temu unika się nadmiernego rozwoju glonów. Jest też miejsce, najchętniej oblegane, zwłaszcza przez dzieci, gdzie w basenikach można dotykać ryb. Atmosfera jak w „Odysei” Jacques’a Cousteau, nie trzeba zakładać pianki do nurkowania, wystarczy wytężyć wzrok, zanurzyć rękę – i przygoda gwarantowana!

Okinawa nie zapewnia tak silnych wrażeń, jak dotychczas znane mi wyspy Archipelagu Japońskiego. Nie ma szans zanurzenia się w dzikiej, zaskakującej przyrodzie jak na Kiusiu lub Hokkaido, ani w historii, co tak cenię np. na Honsiu. Wprawdzie w l. 1187 – 1872) istniało tu Królestwo Riukiu, ale po aneksji dokonanej przez Japończyków pod koniec XIX w. do czasów współczesnych nie zachowały się niemal żadne ślady tamtej kultury materialnej. Natomiast niematerialnej – owszem. Okinawa jest kolebką pieśni ludowych omoro, traktujących o najstarszych dziejach Królestwa Riukiu, i… sztuki walki o znajomo brzmiącej nazwie karate. Zaś współcześnie ma wysokie jazzowe notowania, to z pewnością pozostałość wpływów amerykańskich. Po okinawską muzykę sięgali: Fred Frith, Bob Brozman, Haruomi Hosono i Ryuichi Sakamoto. Kluby jazzowe, plaże, ciepła woda – wyspę można potraktować jako doskonałe miejsce kilkudniowego wypoczynku po fajerwerkowym zwiedzaniu innych części Japonii. Sajonara!

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Wszystkie komentarze
0
Would love your thoughts, please comment.x