
18 cze Ameryka Północna. USA. „New York, New York” listopad 2010
Miasto – legenda, temat filmów, piosenek, musicali, sztuk teatralnych, książek. Powinno się je odwiedzić choćby po to, by się w nim zakochać lub nie. Podobnie jak w przypadku muzyki, pierwsze wykonanie utworu podobno zapada najgłębiej w serce i próżno szukać później doskonalszych wykonań, i piskląt, które po wykluciu ze skorupki pierwsze zobaczone stworzenie traktują jak matkę, wyprawa do Nowego Jorku rzutowała na każdą moją późniejszą podróż do USA, choć może nawet nie powinna, bo z żadnym innym miejscem w tym ogromnym kraju porównać się jej po prostu nie da. Na tygodniowy wypad do NYC wiele lat temu wybrałam początek listopada, co z pewnością mogło okazać się pogodową porażką, a niespodziewanie stało się strzałem w dziesiątkę, bo wszystkie dni były słoneczne i ciepłe, a Central Park w jesiennych kolorach i dobrym świetle wyglądał zjawiskowo. Z tym światłem w mieście tak gęsto zabudowanym drapaczami chmur bywa zresztą dosyć kiepsko, nawet gdy ma się szczęście do dobrej pogody, bo z trudem dociera ono do poziomu ulicy, odbijając się od okien, spacerom najczęściej towarzyszy więc cień.
Wybrałam hotel na Manhattanie, w jego koreańskiej części, mając nadzieję, że w ten sposób uniknę problemów z typowym amerykańskim śniadaniem. Niestety, lokalizacja nie wyzwoliła żadnych aspiracji w personelu, więc od tego czasu nie jadam chleba tostowego i serka philadelphia, nie piję także letniej kawo-lury. Kuchnia jest w USA po prostu fatalna, a jeśli przyzwoita to za bajońskie pieniądze, i to niezależnie od stanu. W Nowym Jorku są na szczęście dzielnice Little Italy i Chinatown, w których nie najgorzej można zjeść, nie rujnując do szczętu portfela.


Wyspa Manhattan
Historia Nowego Jorku zaczęła się na Dolnym Manhattanie, początkowo miasto zajmowało jedynie ten obszar. W latach dwudziestych XVII w. Holendrzy założyli tu Nowy Amsterdam, zdobyty w 1664 r. przez angielskich żołnierzy. Po wojnie secesyjnej, w 1785 r., przemianowany wcześniej na Liberty, stał się on pierwszą stolicą państwa. Piesze zwiedzanie zabytkowego Dolnego Manhattanu można rozpocząć wysiadłszy z metra linii 4/5 na stacji Bowling Green, w której sąsiedztwie znajduje się Muzeum Amerykańskich Indian, bodaj najbardziej rozrywkowa ulica czyli Broadway, Bowling Green Park z posągiem szarżującego byka, którego głaskanie po genitaliach ma zapewnić sukces finansowy, a że Wall Street w pobliżu, więc sądząc po oślepiającym blasku maklerzy są niezwykle przesądni, i najstarszy kościół episkopalny w mieście -Trinity Church.




WTC
11 września 2001, dzień w Nowym Jorku rozpoczął się jak co dzień, nie zapowiadając tego, co stanie się o 8:46. Potem było już tylko gorzej; świat zamarł z przerażenia, bo zamachu terrorystycznego na taką skalę, przeprowadzonego z tak żelazną bezwzględnością i konsekwencją jeszcze nie widział. Zginęło wówczas 2831 osób, w tym 416. ratowników i 147. pasażerów samolotów. Do tej pory zdumienie i podziw dla projektantów WTC budzi fakt, że obie wieże (110 pięter, 400 m wysokości) po prostu zsypały się w dół jak domek z kart, ograniczając w ten sposób znacząco obszar totalych zniszczeń, W 2010 r. gruzowiska już wprawdzie nie było, ale nadal przerażał ogromnych rozmiarów lej w ziemi, zabezpieczony ogrodzeniem. 6 miesięcy po ataku, z części po nim ocalałych, odtworzono niemal w całości kulistą rzeźbę The Sphere Symbolizuje ona teraz przetrwanie mimo wszystko. W 2010 r. realizowano też projekt pomnika ku czci ofiar zamachu (dwa baseny z kaskadami wody, z wyrytymi wokół nich nazwiskami osób, które wówczas zginęły). W remizie przy Greenwich Street, z której ruszyły pierwsze ekipy ratunkowe, mieści się zaś wstrząsające muzeum poświęcone pamięci strażaków, którzy nieśli pomoc ludziom uwięzionym w wieżach. Na zachodniej ścianie remizy zamontowano siedemnastometrową płaskorzeźbę przedstawiającą akcję ratunkową. Ofiar tego tragicznego wydarzenia jest znacznie więcej, niż podają oficjalne źródła, gdyż nikt dotychczas nie policzył zmarłych i chorych pracowników budowlanych, którzy pracowali w azbestowym pyle przy rozbiórce i sprzątaniu gruzowiska. Do World Trade Center prowadzi linia E metra, należy z niej wysiąść z przodu pociągu, na końcowej stacji.




Chinatown i Little Italy
Chcąc zobaczyć największe skupisko Chińczyków poza Azją, wystarczy wysiąść na stacji Canal Street (linie metra N/Q/R/W, J/M i 6). W samym centrum Chinatown mieści się Columbus Park, którego drzewa pamiętają najbardziej brutalne wojny gangów po wojnie secesyjnej, toczące się w okolicach niechlubnej Mulberry Bend. W parku nawet przed południem tętni życie, nie brak chętnych do gry w madżonga i chińskie szachy, ćwiczeń tai chi i medytacji, pełno tu też stoisk z przekąskami. w Chinatown nie brak również poważniejszych restauracji, mogących pomieścić jednorazowo ok. 500 osób przy ogromnych, okrągłych stołach. Od 13 do późnej nocy można w nich zjeść smaczne dania ze wszystkich regionów Chin za bardzo niewielkie pieniądze jak na tę jakość potraw. W innych miejscach jest szalenie drogo; pamiętam np zaskoczenie, jakie zrobiła na mnie cena hot doga (w „Seksie w wielkim mieście” kosztował jeszcze 1,5 dolara, 10 lat później 3 razy więcej). Z gwaru panującego w Chinatown przyjemnie jest przemieścić się do spokojnych i cichych, położonych w zasięgu krótkiego spaceru, dzielnic: irlandzkiej, włoskiej i pełnej butików NoLita. Włosi prowadzą swe kawiarnie i restauracje głównie przy Mulberry Street, kawa i pizza smakują tutaj jak w Mediolanie. Little Italy warto odwiedzić w dniu św. Januarego, patrona Neapolu, w połowie września, gdy na Mulberry Streat odbywa się dziesięciodniowy festiwal uliczny





Soho i TriBeCa
Wprawdzie Nowy Jork darzę bardzo umiarkowanym entuzjazmem, ale SoHo i TriBeCa uczucie to zdecydowanie podrasowały. Bo mają świetną, loftową architekturę, mieszczą się tutaj dobre kawiarnie, szalone butiki i świetne galerie sztuki. W ciągu ostatnich niemal dwóch wieków dzielnice te cieszyły się się zmiennym zainteresowaniem nowojorczyków. Ostatecznie wróciły do łask w latach 50. XX wieku, gdy zaniedbaną, przemysłową architekturą obu dzielnic zainteresowali się artyści, przekształcając ją w postindustrialne mieszkania i pracownie, a duże otwarte przestrzenie dawnych fabryk zamieniając w w miejsca idealne do tworzenia wielkoformatowych dzieł sztuki współczesnej. Tylko tutaj malarz Saul mógł z zapałem rozlewać farby na ogromnym płótnie, tworząc prezent dla Eriki – miłości swego życia – w nominowanym do Oscara filmie Paula Mazursky’ego „Niezamężna kobieta”, moja ulubiona scena z tego filmu to Erica taszcząca ogromny obraz podarowany jej przez Saula na pożegnanie, i co chwilę zmagająca się z podmuchami wiatru uderzającymi w płótno. Do tutejszych atrakcji należy też pływająca mapa metra, wykonana w 1986 r. przez Francoise Schein z dziewiętnastowiecznego szkła chodnikowego (110 Green Street). Materiał, z którego wykonano mapę służył w XIX w. do doświetlenia powierzchni magazynowych na poziomie -1, piwnice większości budynków w Soho sięgały bowiem znacznie dalej wgłąb od fasad budynków, a światło żarówek i lamp naftowych było za słabe. Zainstalowano więc nowatorski system okrągłych, szklanych płyt chodnikowych, wpuszczających do wnętrza naturalne światło. Budynek przy 99 Prince Street jest jednym z najlepiej zachowanych wykorzystujących to rozwiązanie, i to nie tylko w chodniku, ale i schodach.Na wielu chodnikach w SoHo szkło zostało zastąpione metalowymi płytkami, co wygląda równie ciekawie. Na północ wzdłuż Brodway’u trzeba koniecznie zobaczyć budynek biurowy i produkcyjny zaprojektowany w 1904 r., pod koniec epoki żeliwnych budynków, przez Ernesta Flagga dla Singer Manufacturing Company, firmy produkującej chyba najsłynniejsze w świecie maszyny do szycia. Zielono-czerwony budynek wyróżnia spośród innych nietypowa kolorystyka, inne żeliwniaki sprawiają wrażenie zbudowanych z kamienia. Flagg równie śmiałą kolorystykę zastosował zresztą przy projekcie kolejnego budynku dla Singera – nieistniejącegp obecnie, a położonego w Financial District i przez krótki czas uważanego za najwyższy budynek świata. Żeliwnych budynków w SoHo i TriBeCe jest sporo, w części z nich żeliwo wykorzystano nie tylko jako materiał do zdobień, ale też do wykonania elementów konstrukcyjnych. Kolejny element architektoniczny, nierozerwalnie kojarzący się z Nowym Jorkiem, to oczywiście zewnętrzne schody przeciwpożarowe, po których np. Richard Gere w finałowej scenie „Pretty Woman” wchodzi z kwiatami dla Julii Roberts, Soho i TriBeCa mają niezwykłą atmosferę, na ich zwiedzanie trzeba przeznaczyć cały dzień, zwłaszcza jeśli w trakcie chce się leniwie poobserwować życie mieszkańców, pijąc kawę w jednym z kawiarnianych ogródków. Aby tu dotrzeć trzeba skorzystać z metra linii N/Q/R/W, J/M lub 6, stacja Canal Street.





Gramercy Park
Kolejne klimatyczne miejsce na mapie NYC to należący do prywatnych właścicieli, malutki Gramercy Park i jego ścisłe okolice, znane z tego, że znajdujące się tu kamienice od pokoleń zamieszkują te same rodziny, zaś agenci handlu nieruchomości oddaliby życie za ofertę sprzedaży choćby najmniejszego mieszkania. Park otacza wykute z żelaza ogrodzenie, a kluczem do bramki dysponują tylko mieszkańcy. Osoby z zewnątrz mogą do niego wejść zaledwie dwa razy w roku: w jedną z sobót maja, z okazji Dnia Gramercy Park, i w jeden dzień zimowego kolędowania. W pobliżu parku, 28 East 20th Street, urodził się i wychował Theodor Roosvelt, jedyny amerykański prezydent urodzony i wychowany w Nowym Jorku. Wprawdzie jego dom zburzono w początkach XX w., ale zbudowano replikę, w której teraz mieści się muzeum poświęcone pamięci prezydenta. Gramercy Park i jego okolice, z nisko zabudowanymi uliczkami tonącymi w zieleni budzą natychmiast skojarzenie z dziewiętnastowiecznym Londynem z powieści Charlesa Dickensa. Warto spędzić tu choć jedno popołudnie. Dojazd metrem linii R/W należy zakończyć na stacji 23rd Street, a potem przejść przez Brodway do 20th Street.



42nd Street
Times Square, gdzie noworoczna kula oznajmia nadejście kolejnego roku, dawna siedziba „New York Timesa” z „suwakiem” wyświetlającym najświeższe wiadomości, Grand Central Terminal z pokrytym gwiazdami sufitem hali głównej (malowidło wykonane wg projektu Paulla Helleu i Whitneya Warrena niedawno starannie wydobyto spod grubej warstwy brudu, co poglądowo uświadamia nieodrestaurowany, wciąż ciemny fragmencik), budynek ONZ, drapacz chmur Chryslera – znak rozpoznawczy Nowego Jorku w czołówce serialu „Seks w wielkim mieście” i najwyższy budynek świata w 1929 r. dzięki podstępnemu zamontowaniu 38-metrowej iglicy – te wszystkie symbole znajdują się przy jednej ulicy – 42nd Street. Jadąc metrem, linie 1/2/3, N/Q/R/S/W i 7 trzeba wysiąść na stacjach Times Square lub Grand Central Terminal, w zależności od kolejności zwiedzania. Dla mnie piesza wędrówka tą ulicą okazała się nieustannym poszukiwaniem w pamięci filmowych skojarzeń: od „Ojca Chrzestnego”, „Zakochać się”, „Zgagi”, 'Dawno temu w Ameryce”, „New York, New York”, „Igraszek losu”, „Księcia przypływów”, „Tacy byliśmy” po filmy Woody Allena, który w rzeczywistości mieszka na Brooklynie. Prowadzą tu linie 1/2/3, N/Q/R/S/W i 7, można wysiąść na stacji Times Square lub Grand Central Terminal.



Central Park
Jedno z niewielu miejsc Nowego Jorku, które od razu pokochałam miłością bezgraniczną, bezkrytyczną i bezwarunkową. Jesień zamieniła park w impresjonistyczny pejzaż, który najpierw widziałam z tarasu widokowego Rockefeller Center, co robi ogromne wrażenie, bo uzmysławia, jak ogromny teren w samym sercu miasta zajmuje Central Park, a potem spędziłam na spacerze po nim kolejne 2 dni. Przyjemność porównywalna do obszaru! Park zajmuje aż 337 ha, powstał w l. 1857-1873 wg projektu Calverta Cauxa oraz Frederica Lawa Olmsteda i obok Statui Wolności stanowi bodaj najlepiej rozpoznawalny symbol miasta. Belweder, Ogród Szekspira, pomnik konny króla Jagiełły, egipski obelisk, a przede wszystkim jezioro i fontanna oraz ślizgawka -lista skojarzeń z Central Parkiem jest długa. Od 1981 r. znajduje się na niej również zaciszna część nazwana Strawberry Fields, z rozetową mozaiką Imagine na chodniku i kwietnikiem w kształcie kropli wody, na którym rośnie 161 gatunków roślin ze 161. krajów, a poświęcona pamięci tragicznie zmarłego 8.12.1980 Johna Lennona, który mieszkał w położonej w sąsiedztwie tego miejsca dziewięciokondygnacyjnej, przypominającej zamczysko kamienicy Dakota, zbudowanej w l. 1880-1884, którą upodobali sobie wielcy artyści od Lauren Bacall, Judy Garland, Leonarda Bernsteina, Roberty Flack, po Bono. Znalezienie ostatniego adresu Johna Lennona (róg 72. ulicy i Central Park West) okazało się zadaniem dziecinnie łatwym, bo budynek widoczny jest jak na dłoni ze Strawberry Fields, natomiast kamienica z adresem wskazanym jako miejsce zamieszkanie Carrie Bradshaw, bohaterki serialu „Seks w wielkim mieście” (Upper East Side 245 East 73rd Street) nie istnieje, natomiast ta, na której schodach Sarah Jessica Parker namiętnie całowała się z kolejnymi miłościami swego życia, położona pod nr. 66 Perry Street i Bleecker Street, stała się istnym utrapieniem dla mieszkańców, więc wywiesili gruby łańcuch z zakazem wejścia dla intruzów. W pobliżu Central Parku znajduje się wiele atrakcji turystycznych NYC: najzamożniejsza ulica – 5th Avenue – z apartamentowcami, do których prowadzą zadaszone zielonymi markizami wejścia z ulicy, wyłożone czerwonymi dywanami i z czekającymi w drzwiach oddźwiernymi ubranymi w liberie, z butikami wszystkich luksusowych marek modowych i znanymi muzeami, wśród nich oczywiście MoMa (Museum of Modern Art) i Muzeum Guggenheima. Przez sale wystawiennicze MoMy przewijają się najsławniejsze malarskie nazwiska, pierwsze wrażenie różnorodnością oferty wystawienniczej wręcz przytłacza. Można tu zobaczyć m. in. kilka obrazów nenufarów Claude’a Moneta, „Autoportret z przyciętymi włosami” i jeszcze jeden – z lustrem Fridy Kahlo czy „Puszki z zupą firmy Campbell” i portrety Marylin Monroe pędzla Andy Warhola, obrazy Duchampa, Picassa, van Gogha, Dalego, Hoppera i wielu, wielu innych sławnych twórców, bo zbiory są imponujące. Sam budynek muzeum MoMa jest natomiast zupełnie nieciekawy i prezentuje styl „protestanckiej stodoły”, jak określił go architekt Frank LLoyd Wright, który z kolei zaprojektował położone nieopodal Muzeum Guggenheima – o zachwycającej, nowoczesnej, minimalistycznej bryle, ale nie tak szalonej i wyrazistej jak w kolejnym ufundowanym przez fundację Solomona R. Guggenheima w hiszpańskim Bilbao, zaprojektowanym przez Franka O. Gehry’ego. Przekrojowe zbiory Muzeum Guggenheima, od impresjonizmu po współczesność, obejmujące m.in. twórczość Mondriana, Modiglianiego, Chagalla, Picassa, Kandinsky’ego budzą szacunek dla wielkoduszności fundatora muzeum Solomona Roberta Guggenheima i jego żony Irene Rothschild, kolekcjonerów dzieł sztuki i filantropów. Do Central Park prowadzi linia metra B/C, można wysiąść na stacji 81st Street przy Central Park West, jak również N/R/W stacja Fifth Avenue.

















Metropolitan Opera i Madison Square Garden
Marzenie pewnie wszystkich śpiewaków operowych, ale też widzów – mediolańska La Scala i nowojorska MET, oba miejsca łączy nie tylko zasłużona sława ale i trudności w zdobyciu biletów. Moje kupiłam z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, na „Carmen” z Eliną Garancą w tytułowej roli. Show rozpoczyna się jeszcze przed wejściem do budynku opery, bowiem znajduje się przed nim tryskająca na kilka metrów w górę fontanna, zaś po wejściu foyer dostarcza wielu niezapomnianych obserwacji socjologicznych, bowiem publiczność cechuje ogromne zróżnicowanie. Do MET przychodzą zarówno rodziny z kilkuletnimi dziećmi, reprezentujące upper class (eleganccy, o nienagannych sylwetkach nowojorczycy żywcem przeniesieni z kadrów „Księcia przypływów”), ale też zupełnie przeciętni ludzie, niewyróżniający się szczególnym przywiązaniem do staranności w doborze garderoby, czy wręcz ignorujący wszelkie tradycyjne normy i zakładający na przedstawienie operowe zwykłe jeansy. Jedno jest pewne – wszyscy są bardzo przejęci powagą miejsca, w którym się znaleźli, publiczność reaguje w żywiołowy i głośny sposób, a śpiewacy należą do ścisłej światowej czołówki. Odbiór libretta widzom zdecydowanie ułatwiają ekrany wmontowane w fotele, na których można wybrać napisy w kilku językach. Elina Garanca śpiewała tego wieczoru tak, jak wyglądała – czyli zjawiskowo! Z linii metra A/B/C/D lub 1 należy wysiąść na stacji Columbus Circle. Kolejnym wydarzeniem, na które jednak trochę nieopatrznie się zdecydowałam, bo kibic sportowy ze mnie żaden, był mecz w Madison Square Garden. Krok desperacki, ale koniecznie chciałam zobaczyć tę salę widowiskową, słynną z występów gwiazd światowego formatu, poczynając od amerykańskich ikon muzyki rozrywkowej Judy Garland, Marylin Monroe, Elvisa Presleya, po europejskie tuzy – Eltona Johna, U2, czy Stinga, a że żadnych koncertów akurat jak na złość nie proponowano, więc zdecydowałam się na pierwszy w życiu mecz koszykówki. Wydawało mi się, że najważniejsze podczas rozgrywek sportowych jest to, co dzieje się na boisku. Otóż nic bardziej mylnego! Na zawodników praktycznie do końca meczu nikt z publiczności nie zwracał szczególnej uwagi, bo tego typu wydarzenie służy głównie do prowadzenia ożywionych rozmów z przypadkowymi osobami zajmującymi sąsiednie miejsca, publicznego ogłoszenia przez parę widzów zaręczyn na wielkim telebimie, czy wreszcie spotkania w grupie znajomych również niekoniecznie interesujących się wrzucaniem piłki do kosza, za to żywotnie kontaktami towarzyskimi, piciem wiaderek coli i jedzeniem jakiś nadnaturalnych ilości pop cornu. Kibicem sportowym wprawdzie nie zostałam, ale dolarów wydanych na bilet nie żałuję, bo zobaczyłam w akcji zawodników New York Knicks, z których każdemu sięgałabym, i to w szpilkach, co najwyżej pod pachę. Metro 1/2/3, A/C/E Penn Station.


Most Brookliński
Łączący Manhattan i Brooklyn, dawniej dwa oddzielne miasta, podwieszany most w stylu neogotyckim, jeden z najstarszych na świecie o tego typu konstrukcji, oddano do użytku w 1883 r. Roztacza się z niego rozległy widok na Financial District, szczególnie spektakularny o zachodzie słońca i nocą, gdy miasto mieni się światłami. Most ma 1834 m długości, przy czym jego najdłuższe przęsło prawie pół kilometra, 26 szerokości i 84 wysokości, 6 pasów ruchu, po których codziennie przejeżdża ok. 140 tys. samochodów. W USA wszystko musi mieć rozmiar XXL i tak właśnie się dzieje w przypadku tej fantastycznej budowli. Trudno uwierzyć, stojąc na niej i zadzierając głowę wysoko do góry, że salowe nitki są w stanie utrzymać takiego kolosa. Most wznoszono 14 lat za niebagatelną wówczas kwotę 15 mln dolarów. W trakcie budowy zginęło 27 robotników, zmarł główny projektant August Roebling, a kontynuujący jego dzieło syn Washington zapadł na chorobę kesonową w wyniku prac prowadzonych w sprężonym powietrzu. Wybierając się na most warto cieplej się ubrać i związać włosy, bo wieje na nim jak w kieleckiem.. Dojazd linią E metra, stacja WTC.




Znaki rozpoznawcze
Chrysler Building, szczytowe osiągnięcie architektury art deco w dziedzinie wieżowców , postmodernistyczny Lipstick Building w kształcie czerwonej szminki do ust, Rockefeller Center z choinką i ślizgawką, Empire State Building, z którego 102. piętra roztacza się najrozleglejsza panorama metropolii, czy budynek ONZ – także po to, by je zobaczyć przyjeżdża się do nowego NYC, choćby w listopadzie. Trzeba go zobaczyć, bo wiele znaczy w światowej kulturze, polityce i ekonomii. Zwiedzanie nawet najbardziej odległych dzielnic dzięki bardzo dobrze działającej komunikacji miejskiej nie sprawia żadnych trudności, a spacerom i obserwacjom życia sprzyjają życzliwość i uśmiech mieszkańców. Na pewno nie chciałabym tutaj zamieszkać, zresztą tylko jedno z amerykańskich miast zrobiło na mnie dobre wrażenie, ale Denver jest kameralne i europejskie, więc ma się nijak do całokształtu, natomiast po latach znowu go odwiedzić – czemu nie… Może wiosną, gdy Central Park budzi się do życia?








„Wiem, że na świecie są fantastyczne miejsca i miasta – a już zwłaszcza we Włoszech – ale nigdzie indziej życie nie tętni tak mocno jak w Nowym Jorku, nigdzie indziej nie ma podobnych możliwości”. Fran Lebowitz

