
28 cze Ameryka Północna. Kuba. Daiquiri z Buena Vista Social Club 6-19.11.2015
Nie tylko mnie, ale i wiele innych osób niepokoiła myśl, że jeszcze kilka lat i Kubę skutecznie odizolowaną od reszty świata przez Fidela Castro dosięgnie po jego śmierci fala masowej turystyki. Bo przecież turkus Morza Karaibskiego, rajskie plaże, górskie krajobrazy, słoneczna pogoda, najlepsze na świecie cygara i rum nie mogą się marnować. Nie wystarczyło mi jednak odwagi, by na podbój wyspy wyruszyć samodzielnie i zdecydowałam się skorzystać w tym celu z usług biura turystycznego Rainbow. Turystyka indywidualna w przypadku Kuby wystawiona jest kilka poważnych prób, a i zorganizowana nie jest od nich wolna. Najistotniejszą prócz bariery językowej, angielski się tutaj nie przyjął i chyba słusznie, skoro pół świata posługuje się hiszpańskim, jest permanentny „overbooking” w hotelach. O ile barierę językową bez problemu pokonuje życzliwość, gościnność i radość mieszkańców, o tyle braku miejsca w hotelu nie może zastąpić nawet najszerszy uśmiech recepcjonisty. Pojawiają się także trudności w przemieszczaniu po wyspie. Kuba nadal pozostaje bowiem państwem reżimowym i pewne miejsca są w ogóle niedostępne dla turystów. Służby bezpieczeństwa wciąż mają się tutaj świetnie i bez jakichkolwiek kamuflaży ich wysłannicy towarzyszą grupom wycieczkowym, dbając by nie dochodziło do jakichkolwiek odstępstw od wyznaczonego planu zwiedzania. Oficjalnie „ucho” służb bezpieczeństwa nazywa się tłumacz. Zastanawia tylko, po jakie licho języka rosyjskiego?

Valle de Vinales
Położoną w górach Sierra de los Organos w zachodniej części wyspy Dolinę Vinales odwiedza się dla ostańców erozyjnych z epoki jury szczelnie porośniętych tropikalną roślinnością i widocznego z daleka naskalnego Muralu de la Prehistoria powstałego w latach 60-tych ubiegłego wieku. Przedstawia on ewolucję człowieka aż do etapu homo sovieticus i jest tak żałośnie naiwny, że widzów przed zbiorowym samobójstwem może uchronić tylko wzmocniona dawka rumu, np. w formie koktajlu Papa Doble uwielbianego przez Ernesta Hemingway’a Abstynentom pozostaje lot z mostu, który upodobali sobie skoczkowie bungee.


Pinar del Rio
Do stolicy prowincji o tej samej nazwie niczym pszczoły do miodu ciągną amatorzy najlepszych cygar na świecie. Zwijane ręcznie marki Cohiba, Romeo Y Julietta, Montecristo osiągają zawrotne ceny na światowych rynkach. Tradycja głosi, że dobrej jakości cygaro powinna zwijać na lekko spotniałym udzie młoda dziewczyna. Obecnie procesem produkcyjnym zajmują się głównie mężczyźni i jak to w komunizmie bywa, część owoców ich pracy, szczelnie zawiniętych w kawałek gazety, kupuje się „spod lady” i za śmieszną cenę. Miesięczna pensja pracownika w manufakturze wynosi tyle, ile oficjalnie kosztuje jedno cygaro, więc panuje ogólne przyzwolenie na nielegalną sprzedaż. Miasto Pinar del Rio słynie nie tylko z tytoniu., nazywane jest „ogrodem Kuby” i nie ma w tym żadnej przesady, bo istotnie tutejsze ogrody toną w kwiatach przez cały rok.


Półwysep Zapata i Zatoka Świń
Półwysep Zapata ma kształt buta (zapattos po hiszpańsku to właśnie buty), a pokrywają go rozległe bagna, torfowiska i lasy namorzynowe. Idealne wprost warunki dla krokodyli, które hoduje się tutaj na przemysłową skalę . Z Zatoką Świń natomiast wiąże się oczywiście historia nieudanego desantu kubańskich emigrantów, którzy zamierzali obalić dyktatorskie rządy Fidela Castro. Oba te miejsca sprawiają dosyć przygnębiające wrażenie, nie ma w nich tak charakterystycznej dla Kuby feerii barw.




Cienfuegos
Wzorowane na Paryżu, dawniej bardzo zamożne dzięki okolicznym plantacjom trzciny cukrowej Cienfuegos nazywane bywa Perłą Południa. Uderza w nim odważna kolorystyka kamienic, najstarsze z nich mają ok. dwieście lat, położonych wokół Rynku im. Jose Martiego. Centralny punkt rynku stanowi czerwona altana (nazywana gazebo lub glorieta). Przy jednym z jego boków znajduje się dziewiętnastowieczny teatr dla 950. widzów ufundowany przez wenezuelskiego producenta cukru Tomasa Terry’ego, który znaczną część swego majątku uzyskał z handlu niewolnikami. W czasach świetności miasta występowały w nim prawdziwe sławy: Enrico Caruso i Sara Bernhardt. Obecnie teatr udostępniono zwiedzającym.




Najdłuższa ulica na Kubie znajdująca się właśnie w Cienfuegos (Paseo El Prado) to szeroka aleja z restauracjami i sklepami, w których jak na komunizm przystało turyści płacą wielokrotnie więcej od Kubańczyków. Żeby chociaż było za co… Restauracje w większości są na głucho zamknięte, a w sklepach na klientów czekają puste półki. Aż trudno uwierzyć, że miasto w przeszłości dzięki produkcji cukru było olśniewająco bogate, Dawną świetność zachowały głównie budynki położone w dzielnicy Punta Gorda i wokół rynku: reprezentacyjny ratusz z czerwoną kopułą, wzorowany na hawańskim Kapitolu, sąsiadujące z nim Colegio San Lorenzo ufundowane w początkach XX w. przez magnata cukrowego Nicolasa Salvadora Aceę i przeznaczone dla biednych dzieci, kilka kolorowych kamienic w kolonialnym stylu.



Handel cukrem załamał się w początkach ubiegłego stulecia, co np. jeden z magnatów cukrowych, Aciclio Valle przypłacił śmiertelnym zawałem serca. W czasach świetności, za bajońską wówczas kwotę 2 mln peso, zbudował Palacio de Valle, swoisty kaprys szalonego architekta, który wyraźnie nie mógł się zdecydować, w jakim stylu czuje się najmocniej. Podobno wzorował się na pałacach Alhambry, ale ja miałam raczej skojarzenia z cygańskimi rezydencjami na przedmieściach Zgierza.


Manaca Iznaga
Spacer po kolonialnej dzielnicy Punta Gorda, w której położony jest Palacio de Valle można zakończyć w hawańskim stylu, idąc nadmorskim deptakiem Malecon, wzorowanym na stolicznym. Cienfuegos oznacza „sto ogni” i faktycznie z gorącymi wrażeniami opuszcza się to miasto, by w drodze do Valle de los Ingenios – rozległęj doliny, w której uprawiano trzcinę cukrową – wspiąć się na 44-metrową wieżę w haciendzie Manaca Iznaga, Do wieży prowadzi swoisty trakt handlowy – z obu stron ścieżki rozwieszone są sznury z dyndającymi na nich pięknymi, ręcznie haftowanymi obrusami. Na zdrożonych wędrowców czekają też stoiska ze świeżo wyciskanym sokiem z trzciny cukrowej (trzeba zaznaczyć, składając zamówienie: no suger, no ice, by nie dostać swoistego cukrowego sorbetu).




Havana
Bliska sercu Andy’ego Garcii, z racji urodzenia w tym mieście (w „Hawanie mieście utraconym” tęskni za nią na ekranie, że łzy widzom same płyną), Roberta Redforda (za sprawą głównej i genialnej roli w filmie „Hawana”, Wima Wendersa, który musiał dla niej zupełnie oszaleć, kręcąc „Buena Vista Social Club” (osobiście znam widza, który przyznaje się do obejrzenia tego filmu 230 razy!), Ernesta Hemingway’a, który szukał w niej twórczych inspiracji, czy spolonizowanego muzyka Jose Torresa. Na czym polega magia Hawany? Chyba na tym właśnie, że kompletnie nie wiadomo, „o co kaman”. Przyjeżdża się do tego dość zaniedbanego i biednego jak mysz kościelna miasta i natychmiast ulega jego urokowi. Może to wpływ kolorów, których nie boi się kolonialna architektura, zapachu oceanu, a może nastrój wszechobecnej muzyki…




Kolorowe kamienice Starej Hawany, samochody, z których większość pamięta doskonale JFK, konne bryczki, Kubanki o rubensowskich kształtach z barwnymi turbanami na głowie – ulice żyją tylko do zmroku, po jego zapadnięciu miasto kompletnie wymiera. Jakichkolwiek przejawów życia nocnego w Hawanie A.D. 2015 nie zarejestrowałam. Restauracje, bary, kluby działają zaledwie do 22. Z jednym, za to znaczącym wyjątkiem – a jest nim oczywiście Buena Vista Social Club. Show słynnego zespołu trwa do późnej nocy, a tworzą go wspólnie artyści i widzowie. W klubie nie ma typowej sceny, widzowie siedzą przy długich stołach, do których w trakcie występu dosiadają się artyści, a potem rozbawiony tłum wspólnie rusza do tańca.



Plaza Vieja (Stary Rynek), barokowa katedra z koralowca, słynny bar El Floridita, którego stałym bywalcem był Ernest Hemingway i hotel Ambos Mundos, w którym kilka lat mieszkał, szesnastowieczny fort Castillo, spacer nad oceanem po słynnym deptaku Malecon – to miejsca. które w Hawanie po prostu trzeba zobaczyć, podobnie jak Cmentarz Kolumba, który stanowi odrębny, miejski organizm nawet z własną linią autobusową. 140 ha i 800 tys. grobowców. Wśród nich bodaj najsławniejszy w tej nekropolii – Amelii Goyre de la Hoz, do którego nie wypada odwrócić się plecami. Spoczywa w nim młoda kobieta zmarła przy porodzie i jej dziecko. Jak głosi legenda noworodka pochowano między nogami matki, a gdy po kilku latach otworzono grobowiec spoczywało ono w jej objęciach, zaś zwłoki obojga nie uległy rozkładowi. Mąż kobiety przez wiele lat codziennie odwiedzał to miejsce, pukając kołatką w grobowiec. Teraz to samo czynią Kubańczycy, modląc się o zdrowie i potomstwo. I odchodząc od grobowca tyłem. Przed zwiedzaniem Necropolis Cristobal Colon trzeba zaopatrzyć się w kapelusz panama, bo na cmentarzu niemiłosiernie pali słońce, przed którym nie ma gdzie się schronić. Panamę najlepszej jakości można kupić np. na bazarze Centro Cultural de San Jose (Avenida del Puerto róg Avenida Cuba). To bodaj największy bazar w Hawanie z wyrobami rzemiosła artystycznego, znajdujący się w portowej hali magazynowej z końca XIX w. Można tu kupić praktycznie wszystko: od ręcznie wykonanych koronek, artykułów ze skóry, cygar po kubańską specjalność – miniaturowe mebelki dla lalek wykonane z kości pokrytych inkrustacjami.






Nierozłącznie z Hawaną związana jest postać pisarza Ernesta Hemingway’a, którego dom Finca Vigia zwiedza się w nietypowy sposób, bo poprzez zaglądanie przez szeroko otwarte okna. Wnętrze domu zachowano w takim stanie, w jakim opuścił go gospodarz. Trofea myśliwskie na ścianach, półki pełne książek, na ścianie łazienki napisy z pomiarów wagi pisarza, biurko z artystycznym nieładem na blacie, maszyna do pisania, a w ogrodzie zacumowana słynna łódź Pilar – nic nie zmieniło się tutaj od lat. Nawet luneta, przez którą gospodarz miał podglądać kąpiącą się w ogrodowym basenie nagą Avę Gardner, pozostała na swoim miejscu. Obecnie jedynymi mieszkańcami posiadłości są koty polidaktylowe (sześciopalczaste, nazywane też „kotami w rękawiczkach”), potomkowie Królewny Śnieżki, którą pisarz otrzymał od łowcy wraków i ratownika morskiego kapitana Stanleya Dextera. Koty nazywane są imionami słynnych ludzi, rówieśników Hemingwaya, więc miauczy teraz w Finca Vigla np. Fred Aster, Ginger Rogers, Duke Ellington i z pewnością nie jest to kocia muzyka. Jedna z wnuczek Ernesta Hemingway’a stwierdziła, że Kuba ma trzech bohaterów: Che Guevarę, Fidela i jej dziadka. W tych słowach nie ma żadnej przesady, przynajmniej co do barwnych postaci dwóch przystojniaków, mam tu na uwadze rewolucjonistę i autora poczytnych książek, których Kuba wciąż kocha i czci. Rodzina Hemingway’ów naznaczona stygmatem samobójstw (oprócz pisarza jeszcze 4 inne osoby wybrały tę tragiczną drogę pożegnania ze światem, w tym jego urodziwa wnuczka Margeaux) nie ma obecnie żadnych związków z Kubą, ale ślady protoplasty rodu są starannie pielęgnowane, stanowiąc kanwę tematycznych wycieczek.







W niedużej odległości od Finca Vigia, która położona jest zaledwie 10 km od centrum Hawany, leży wioska rybacka Cojimar. To w niej pisarz osadził akcję opowiadania „Stary człowiek i morze”. W Cojimar wciąż działa jego ulubiona restauracja La Terraza de Cojimar. Wszyscy turyści chcą w niej spróbować słynnego drinka Daiquiri. Tego wieczoru, gdy w niej byłam koktajlu Ernesta Hemingway’a nie serwowano, gdyż zabrakło już likieru maraschino. Ciągłe braki czegoś to zresztą jeden z uroków pobytu na wyspie. W basenie ikonicznego Hotelu Nacional, znanego m. in. ze spotkań mafiosów, polityków (chociaż w zasadzie to towarzystwo akurat niewiele między sobą się różni), w którym za dobę płaci się nawet 1600 dolarów, np. zabrakło wody. W Hawanie regularnie przerywa się dostawy prądu i wody, a problemy aprowizacyjne dotyczą praktycznie wszystkich artykułów żywnościowych. Ludzie radzą sobie świetnie z trudnościami codziennego życia, nikogo nie dziwi hodowla żywego inwentarza np. w wielopiętrowym bloku.



Piękne plaże na Kubie dla zagranicznych turystów ograniczają się praktycznie do jednego dostępnego miejsca – Varadero. Mnóstwo hoteli, rzędy leżaków dla ich gości, tłok, hałas – turystyka masowa w kubańskiej wersji niczym nie różni się od spotykanej w innych typowo wakacyjnych rejonach świata. Może jedynie tym, że w wersji all inclusive w tutejszych hotelowych barach strumieniami leje się trzykrotnie starzony Rum Fanatic, np. Havana Club Selection de Maestros. Moje obawy związane z podróżowaniem w zorganizowanej grupie na szczęście okazały się nieuzasadnione. Miałam szczęście poznać fantastycznych ludzi z różnych stron Polski. A tekst wrocławianina Jasia W. „room service”, przy polewaniu rzeczonego trunku nawet po wielu latach niezmiennie wywołuje u mnie uśmiech i miłe wspomnienia.

