
14 lip Europa. Belgia. Niedaleko Holandii, blisko Francji
14–18.07.2016

Belgię lubię za flamandzką szkołę malarstwa, piękną architekturę, wyśmienite omułki i czekoladki Leonidas. W Lier oprócz kościoła Św. Piotra, w stylu romańskim, pięknej starówki, warto zobaczyć neogotycką katedrę, a w niej piękne witraże, rzeźbiony fronton ołtarza
głównego i bardzo nietypową, jak na budynek sakralny, ekspozycję zdjęć żołnierzy poległych w czasie I wojny światowej.
Miasto słynie z zegarowej wieży z XIII w, na której wisi bardzo skomplikowany czasomierz. Obok znajduje się muzeum zegarmistrza Zimmera, który wykonał ten zegar. Na mechanizmie wzorują się do tej pory najbardziej znane firmy zegarmistrzowskie, np. Constantin Vacheron, Breitling, Hublot, Piaget czy Baume Mercier. W ojczyźnie frytek dostaje się tak gigantyczne porcje jedzenia, że z trudem mieszczą się na półmisku. Restaurator w Geel opatentował pewien rodzaj frytek, steppegras, cienkie jak zapałki.
Nie chcę wiedzieć, ile mają kalorii, bo tłuszcz chłoną jak pustynia wodę.


Planowałam wypad do Normandii z moimi belgijskimi przyjaciółmi Wielfriedem i Carrine, ale okazało się w ostatniej chwili, że z Francji musimy zrezygnować i pozostają nam całodzienne wypady w pobliżu Geel, na tyle krótkie by wieczorem wrócić do domu. Rockanje na holenderskiej części wybrzeża Morza północnego. Jeśli ktoś lubi dzikie plaże, zimne drinki w puściuteńkich lokalach, ciszę i spokój, ciepłe morze, miejscowość go zachwyci. Położona jest na czterometrowej depresji. Do plaży trzeba wprawdzie spacerować jakieś 10 minut, ale jej widok rekompensuje trudy dotarcia. Ceny porównywalne z polskim wybrzeżem.


Helvevoetsluis, nie mylić z Bergen. To nadal Holandia. Miejscowość znana z kolorowych domków na nabrzeżu i restauracji serwujących owoce morza wprost z wody. Ciekawostką są maciupeńkie krewetki, odwłok ma maks. 10 mm, odławiane prastarą metodą konną. Służą do tego wielkie konie rasy brabanckiej, z potężnym futrem nad kopytami, które zanurzone po szyję w wodzie, ciągną sieci.





Renesse. Holenderski Kołobrzeg. Pełno turystów, głównie z Niemiec. parawaningu na plaży, mimo oblężenia, jeszcze nie wprowadzono.


Brugia. Zasłużenie nazywana Wenecją północy, wisienka na torcie flamandzkiej architektury. Najstarsze, nadal zamieszkane, budynki pochodzą ze średniowiecza. Brugia zawsze była miastem niesłychanie zamożnym, co widać na każdym kroku. Teraz jest znana z ręcznie wytwarzanych koronek, niezliczonej ilości rodzinnych manufaktur produkujących czekoladowe pralinki, i piwa. To ostatnie piłam w tawernie liczącej 600 lat! Pierwszy właściciel zajmował się wprawdzie masarstwem /robił słynny na całą Brugię wędzony bekon/, a w przerwach cukiernictwem /pączki faszerowane budyniem/, co we mnie od razu wzbudziło skojarzenie z sąsiadką kuzynki Anetki, która w zależności od ustawienia fotela jest albo ginekologiem, albo stomatologiem, jako że ma te dwie specjalizacje. W Belgii można się napić 600 oficjalnych gatunków piwa, prócz tego jest mnóstwo niezarejestrowanych producentów. Wczoraj kelner podał nam książkę ze spisem piw serwowanych w tawernie, jedna strona formatu A-4 zawierała wyłącznie piwa lane z Brugii. Od dwóch tygodni trwa sezon omułkowy. Porcje, jak to w Belgii, przeogromne. Dla każdego szaflik małży. Moje były gotowane w piwie🍺. Pychości!






Averbode, klasztor Norbertynów, nawet nie wiedziałam, że jest taki zakon. Brama do klasztoru znajduje się idealnie w punkcie granicznym trzech belgijskich prowincji : Antwerpii, Limburgii i Brabancji. Nie dosyć, że braciszkowie warzą świetne piwo, to jeszcze wymyślili genialnie prosty sposób, by ich klasztor odbijał się w lustrze, ta belgijska dbałość o estetykę! Otóż przed klasztorem znajduje się płyciuteńka sadzawka, głęboka na góra 2cm. A efekt, jakby to było co najmniej głębokie jezioro. Kościół w stylu barokowym. Średnia wieku uczestników niedzielnej mszy jakieś 80 lat.



Belgijska Częstochowa czyli Siherpen Heuvel. Małe miasteczko, do którego pielgrzymują lokalni katolicy z uwagi na kult maryjny. Bazylika w stylu barokowym robi zdecydowanie lepsze wrażenie zewnątrz niż wewnątrz. Piwa w bród.


Diest, urokliwe miasteczko z niezliczoną ilością ulicznych pomp. Znane z nadal zamieszkałej, w niezmienionym stanie zewnętrznym, uliczki przy klasztorze. Dawniej, w XVII -XVIII wieku, mieszkały tam siostry zakonne, teraz cywile. Kościół również w tym miejscu prowadzi piwny interes. Lokalne piwo jest bardzo mocne 14.procentowe, ale słodkie zarazem, co może się okazać zwodnicze dla degustatora. W klasztornym, wołającym o renowację, kościele ciekawa ambona – z 1631 r. Wyrzeźbiona, łącznie ze schodami, z jednego kawałka drewna. W restauracjach trwa szaleństwo omułkowe. Garnek małży, szaflik frytek, sosy za jedyne 25 eu. W całym kraju ta sama cena. Na uwagę zasługuje też katedra. Zapuszczona obecnie, oczekująca na remont. Zbudowano ją z bardzo charakterystycznego brązowego wapienia, który swój niecodzienny kolor zawdzięcza długotrwałemu moczeniu w wodzie. Recepturę barwienia zabrał do grobu ostatni mistrz murarski jakieś 300 lat temu.









Zbudowany w XXII w. klasztor Norbertanów w Tongerlo /prowincja Antwerp/ warto odwiedzić nie tylko z uwagi na niedzielne koncerty organowe, ale przede wszystkim kopię /na płótnie/ „Ostatniej wieczerzy”. Obraz jest dziełem uczniów Leonardo da Vinci, sam mistrz namalował na nim jedynie twarz Zbawiciela.


Klasztor w Averbode. Tu już nikt nie kryje się z materialnym aspektem religii. Piwko leje się w zakonnej karczmie z widokiem na kościół. Aż dziw, że towarzysz dyrektor z Torunia nie wpadł jeszcze na taki pomysł. Braciszkowie warzą piwo Trappist /jego recepturę opracowali cystersi, a zastrzeżonego znaku towarowego może obecnie używać zaledwie 7 przyklasztornych browarów w całej Europie/, produkują jeden gatunek twardego sera i pieką bardzo dobry ciemny chleb. Produktami spożywczymi handlują z równym powodzeniem co różańcami, przynajmniej bez hipokryzji. Belgia już otrząsnęła się z widma zamachu terrorystycznego w Brukseli z ubiegłego roku i w niedzielne popołudnie i wieczór znowu wszystkie restauracje i kafejki pękają w szwach.




Co może uśmierzyć ból po blamażu belgijskiego wesela? Oczywiście wycieczka do Francji. Jako że właśnie rozpoczynają się wakacje i Autostradą Słońca na Lazurowe Wybrzeże pomyka co drugi Francuz, stojąc w gigantycznych korkach i klnąc w żywy kamień, spokojnym leszczem udałam się na północ, do Normandii.


